strona główna

Komentarze i opinie

Kameleon II

Kameleon II
Marzec 26 10:19 2021 Wydrukuj

Paweł Gdula nie zrozumiał mojego artykułu pod takim samym tytułem, który ukazał się w nr 1/2021. Zamiast odpowiedzieć na zarzuty dotyczące działań osób najwyżej postawionych w Polskim Związku Łowieckim, zajął się opiniowaniem mnie (w tekście zamieszczonym na portalu wildmen.pl – przyp. red.). Wykorzystuje do tego znaną metodę półprawd, czyli najgorszych z możliwych kłamstw. W tym celu podaje się tylko część informacji sprawiającą wrażenie prawdziwej, jeśli się nie zna jej dokończenia.

 
Na wstępie Gdula zarzuca mi, że udaję bohatera. Tym samym niechcący przyznaje, że sprzeciwienie się panującym w PZŁ wymaga nie lada odwagi. Dalej pisze z zadowoleniem, że sąd, w którym wygrałem sprawę z „Łowcem Polskim”, nie przywrócił mnie do pracy, ale tylko dał mi symboliczne odszkodowanie. Sąd rzeczywiście nie przywrócił mnie do pracy (i to jest pierwsza część prawdy), bo o to w pozwie i na rozprawie sądowej nie prosiłem, a wręcz oświadczyłem, że nie chcę pracować z Pawłem Gdulą (i to jest druga część prawdy). Istotą było nawet nie odszkodowanie, lecz przyznanie mi racji w sporze z redakcją (i to jest jeszcze kolejna część prawdy). Faktycznie Paweł Gdula proponował mi, abym pełnił funkcję sekretarki Andrzeja Szeremeta w ramach planowanych szkoleń strzeleckich pod auspicjami „Łowca Polskiego”, ale się nie zgodziłem, bo to nie miało sensu, gdyż wydłużało drogę zapisu chętnych na szkolenie, powodowało dodatkowe koszty i stanowiłoby następny pretekst do pozbycia się mnie przy byle okazji. Te przykłady podaję niejako dla rozgrzewki.
 
Znacząca jest sprawa oskarżenia przez Jarosława Gawła i przeze mnie przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ Lecha Blocha. Prawda, prokuratura umorzyła śledztwo, ale zostało to podane przez Gdulę i Gierlińskiego tak, jakby chodziło o uniewinnienie. Oczywiście to żadne uniewinnienie (bo uniewinnić może sąd), a ważne jest to, co prokuratura napisała w uzasadnieniu umorzenia i co ma w materiałach śledztwa. Ani przewodniczący Głównej Komisji Rewizyjnej PZŁ Ryszard Gierliński, ani redaktor naczelny „Łowca Polskiego” Paweł Gdula nie podawali nawet wyjątków z uzasadnienia, a to byłaby ta druga część prawdy. Natomiast Gierliński w swoich artykułach drukowanych przez Gdulę kłamał jak najęty. Otóż prokuratura nie tylko potwierdziła nasze zarzuty, lecz także podała interesujące szczegóły. Przytoczę ledwie kilka, za to bardzo symptomatycznych działań Lecha Blocha. Piszę w sposób skondensowany, bo na ten temat w „Braci Łowieckiej” znalazły się w odpowiednim czasie obszerne artykuły.
 
Po zakupie 10 popowodziowych samochodów kierownicy OHZ-etu nie chcieli ich przyjąć i w konsekwencji w ciągu roku zostały sprzedane cztery z nich, co przyniosło straty w wysokości 133 000 zł. Jedno z przestępstw Blocha uległo przedawnieniu (nic dziwnego, skoro dochodzenie trwało ponad trzy lata) i w związku z tym nie opisano go w uzasadnieniu. Sprawa dotyczyła wydania albumu, o którym pisałem w poprzednim „Kameleonie”. Niepotrzebnym pośrednikiem była wtedy rzekoma fundacja Ekopol, która – jak stwierdzono – robiła marketing za 400 000 zł. Tak naprawdę marketingiem zajęli się dział organizacyjny ZG PZŁ oraz łowczowie okręgowi. Prawa autorskie uzyskali wspomniana „fundacja” (to chyba za „marketing”) i wydawca – oficyna Multico, a nie PZŁ, chociaż teksty napisał Jarosław Gaweł – pracownik ZG PZŁ, część zdjęć dostarczył Andrzej Wierzbieniec – pracownik „Łowca Polskiego”, a pomysłodawcą całości był PZŁ, który również wszystko finansował. Napisałem fundacja w cudzysłowie, Ekopol nie miał bowiem numeru KRS, dlatego popełniał przestępstwo, zajmując się obrotem pieniężnym jako fundacja. W skład zarządu tej rzekomej fundacji wchodził minister Stanisław Żelichowski, a w statucie znalazł się zapis, że członkowie zarządu pobierają wynagrodzenie w wysokości 250% średniej krajowej (dane z sądu rejestrowego). Czy to nie korupcja?
 
Następna bulwersująca sprawa to zarobki Lecha Blocha. Prokuratura podała, że jego przychody ze stosunku pracy w 2006 r. wyniosły 242 854 zł, czyli niemal ćwierć miliona – lepiej niż prezydenta Polski. Przekazała również, że wynagrodzenie ustalało mu Prezydium Naczelnej Rady Łowieckiej i przysługiwały mu regulaminowe składniki wynagrodzenia. Tylko dzięki prokuraturze dowiedzieliśmy się więc o następnym przekręcie, a mianowicie o kolejnych składnikach wynagrodzenia. Ówczesny Statut PZŁ w § 111 ust. 5 decydował bowiem o tym, że wysokość wynagrodzenia przewodniczącego ZG PZŁ ustala Prezydium NRŁ. Ani słowa o dodatkowych składnikach, o których mówi regulamin wynagradzania pracowników biura ZG PZŁ. Przewodniczący ZG PZŁ nie jest bowiem jednym z nich i żadne dodatkowe składniki mu się nie należały – po prostu wynagrodzenie miało objąć wszystko.
 
To tylko kilka przykładów. Zastanawiające jest to, że Lech Bloch został wybrany przez Naczelną Radę Łowiecką na następną kadencję mimo ewidentnych dowodów jego różnych przekrętów. Dlaczego kupował nieprzydatne samochody i tracił na nich pieniądze; dlaczego nie drukował albumu we własnym wydawnictwie Łowiec Polski i również tracił pieniądze u innych; dlaczego nie przestrzegał statutu i kazał księgowej wypłacać sobie dodatki, które mu nie przysługiwały? Czyżby to zubażanie PZŁ nie obchodziło członków Naczelnej Rady Łowieckiej?
 
Istnieje w Polsce takie powiedzenie: „Kochajmy się jak bracia, a liczmy się jak Żydzi”. W myśl tego porzekadła Żydzi (których duża liczba pochodziła z Polski, więc je znali) potrafili wywalczyć swój kraj i uczynić go dobrze zorganizowanym, silnym i bogatym. W Polskim Związku Łowieckim, jak widać, kochano się na najwyższych szczeblach władzy (choć przecież chodziło o to, by ci ludzie kochali myśliwych, którzy ich utrzymują), a liczono przede wszystkim to, co wpada do własnej kieszeni i kieszeni przyjaciół. Do czego to doprowadziło, widać po upadku „Łowca Polskiego” i w zasadzie zniknięciu PZŁ jako samorządnej organizacji myśliwych.
 
W dalszej części swojego tekstu Paweł Gdula zajmuje się moimi kwalifikacjami. Okazuje się, że według niego nie radziłem sobie z pisaniem przystępnych tekstów. Przystępnych dla niego, gdyż potrzebował pięciu lat i wielu moich pism, by zrozumieć, że dbanie o grób Jana Sztolcmana to przede wszystkim jego obowiązek. Moralny, bo zajął miejsce przygotowane właśnie przez Sztolcmana, który powołał do życia „Łowca Polskiego”, był jego właścicielem i pierwszym redaktorem naczelnym i, co interesujące, dokonał tego w czasach carskich. W wolnej Polsce Paweł Gdula zrozumiał ten swój obowiązek moralny dopiero po moim liście otwartym do ministra środowiska. Bezpośrednio to do niego nie docierało – ano moja wina, bo pisałem nieprzystępnie. Wątpię poza tym, czy Gdula wie, co to obowiązek moralny, skoro korzysta z nepotyzmu.
 
Paweł Gdula pisze, że Lech Bloch stwierdził, że nie radziłem sobie z obwiązkami. To zastanawiające, że takiego człowieka skierował do tak odpowiedzialnej pracy, jaką jest praca w „Łowcu Polskim”. Ale jeszcze dziwniejsze, że w czasie debaty sejmowej na temat ustawy o broni i amunicji ten sam Lech Bloch desygnował mnie do reprezentowania PZŁ na posiedzeniach podkomisji sejmowej. Podczas 26 posiedzeń przekonałem posłów do przyjęcia zapisów, z których do dzisiaj korzystają myśliwi (także Paweł Gdula) i strzelcy sportowi. Paweł Gdula pewnie wie, ponieważ sam drukował moje artykuły o przystrzeliwaniu broni, jak przystrzelać broń, choć miał duże problemy ze zrozumieniem, że tor lotu pocisku zależy również od tego, pod jakim kątem jest skierowana lufa, i nie puścił mi tekstu na ten temat. Nie zdaje sobie chyba sprawy, że opracowałem listę warunków technicznych, jakie powinny spełniać strzelnice myśliwskie, aby były bezpieczne, i że skorzystało z tego wiele strzelnic PZŁ. Jakoś nikt nie miał problemów ze zrozumieniem podanych przeze mnie zasad.
 
W przeszłości w ogóle tak się złożyło, że dzięki swojemu tekstowi o broni zdobyłem nawet stopień doktora nauk technicznych, dzięki innym tekstom uzyskałem patenty na różne rozwiązania techniczne, a dzięki swojej wiedzy i umiejętności jej przekazywania prowadziłem setki wykładów, także w PZŁ, w programach telewizyjnych oraz dla niepełnosprawnych dzieci i dorosłych. Zdarzyło się pewnie i tak, że pośród tysięcy słuchaczy i czytelników niektórzy nie rozumieli tego, co przekazywałem, czego sam Paweł Gdula stanowi najlepszy przykład.
 
Paweł Gdula jest jeszcze młodym człowiekiem i ma czas na to, by się nauczyć zarządzać. I nie tylko tego, bo na razie mimo – jak twierdzi – dobrze dobranej załogi o wysokich kwalifikacjach doprowadził do upadku „Łowca Polskiego”, który Jan Sztolcman doprowadził do rozkwitu i przekazał myśliwym wraz z myślą przewodnią: „Rozpowszechnianie przeto pożytecznych wiadomości o rozmnażaniu, pielęgnowaniu i ochronie zwierza łownego, krzewienie zdrowych zasad etyki łowieckiej, szerzenie pojęć o poszanowaniu cudzej własności w zastosowaniu do myślistwa – stanowić będzie najgłówniejsze zadanie »Łowca Polskiego«”.
 
Zbigniew Masłowski, Fot. Jan/Adobe Stock

Galeria

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.