Dorożała odsuwa myśliwych od granic Parku Narodowego Ujście Warty

Dorożała odsuwa myśliwych od granic Parku Narodowego Ujście Warty
Lipiec 25 12:11 2025 Wydrukuj

Wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała (PL2050), miejmy nadzieję, że w ostatnim podrygu przed jego coraz głośniej zapowiadanym odwołaniem, przekazał do konsultacji publicznych projekt rozporządzenia w sprawie ustanowienia strefy ochronnej zwierząt łownych w otulinie Parku Narodowego Ujście Warty. Wprowadzenie planowanych przepisów w życie spowoduje znaczne okrojenie powierzchni obwodów łowieckich dzierżawionych przez osiem miejscowych kół łowieckich. Wyłączy możliwość polowania na dzikie kaczki i gęsi, nie wyeliminuje jednak konieczności zarządzania populacjami pozostałych gatunków łownych, przerzucając ten obowiązek na dyrektora parku narodowego.

 

Redukcja zamiast polowań

Strefa ochronna zwierząt łownych w PN Ujście Warty obejmuje obecnie 915 ha, tj. 9% powierzchni jego otuliny. Zdaniem twórców planowanej regulacji nie zabezpiecza to „potrzeb bezpieczeństwa zwierząt gatunków łownych wychodzących na żerowiska poza obszar parku”, co dotyczy w szczególności gęsi oraz kaczek, na które poluje się w jego otoczeniu. Projekt rozporządzenia zakłada prowadzenie odstrzału redukcyjnego w celu utrzymania właściwej liczebności i struktury populacji, czyli tak, jak prowadzona była gospodarka łowiecka, w przypadku innych gatunków – kogutów bażanta, dzików, lisów, tchórzy zwyczajnych, wizonów amerykańskich, kun leśnych i domowych oraz borsuków, a także saren i jeleni szlachetnych (poza tym możliwa będzie rzecz jasna eliminacja IGO).
 
Autorzy dokumentu akcentują również poczucie zobowiązania do szczególnej ochrony parku jako ostoi ptaków o randze światowej. Nie przedstawiają przy tym żadnych argumentów mówiących o negatywnym wpływie polowań zarówno na samą ostoję, jak i sytuację łownych gatunków gęsi czy kaczek bytujących w parku i migrujących na tereny do niego przyległe, ani o pogorszeniu się stanu ich populacji. Wskazują za to na aspekty społeczne, jednak nie związane ze społecznościami lokalnymi i nie uwzględniające wpływu proponowanej regulacji na mieszkańców okolicy – podkreślają sprzeciw wobec polowań wokół Ujścia Warty ze strony środowisk proekologicznych, turystów oraz gości, a także nieprzychylny obraz związany z aktywnością myśliwych na tym terenie kreowany przez środki masowego przekazu. Nie powinno być więc wątpliwości, że zasadniczym celem projektowanej regulacji jest mimochodem wspomniane w uzasadnieniu projektu wyeliminowanie polowań na łowne gatunki kaczek i gęsi, uderzające w myśliwych, którzy nie tylko od lat w sposób zrównoważony zarządzają terenami przyległymi do parku, ale też brali czynny udział w jego tworzeniu.
 
Należy także podkreślić, że w ubiegłym sezonie łowieckim myśliwi z KŁ „Łyska” w Słońsku, na którego terenie znajduje się budzący spore emocje wschodni wał przeciwpowodziowy Warty, gdzie dochodzi do spotkań nemrodów i miłośników obserwowania ptaków, poszli na ustępstwo i w ramach dżentelmeńskiej umowy z dyrektorem parku narodowego zaniechali polowań na samym wale, odsuwając się od niego na kilkadziesiąt metrów. Wciąż nie zaspokaja to jednak roszczeń aktywistów, którym usłużnie sprzyja Mikołaj Dorożała. Nie brakuje też przekazów medialnych  bezpodstawnie zarzucających myśliwym niewywiązanie się z uzgodnień.

 

Naiwne kalkulacje

Strefa ochronna zwierząt łownych wokół PN Ujście Warty miałaby w myśl projektowanego rozporządzenia zostać rozszerzona na całą otulinę, zajmującą przeszło 10 tys. ha, z wyłączeniem obszarów zabudowanych (powierzchnia parku wynosi przy tym nieco ponad 8 tys. ha). Uszczuplona zostanie tym samym powierzchnia obwodów ośmiu kół gospodarujących wokół parku, przy czym co najmniej w dwóch przypadkach ich wielkość spadnie poniżej poziomu ustawowego minimum, pozostałe zaś stracą atrakcyjne fragmenty swoich łowisk. Kasy czterech urzędów gmin zostaną pozbawione wpływów z czynszu dzierżawnego – ich łączna wysokość nie jest  duża, bo wynosi zaledwie 12,6 tys. zł rocznie. Szacowanie szkód i wypłata rekompensat za straty spowodowane w uprawach i płodach rolnych, które spadną na barki dyrektora parku narodowego, to już jednak zupełnie inna skala. Poziom wydatków, jakie w najbliższych 10 latach po wejściu zmian w życie będzie on musiał udźwignąć, został oszacowany na blisko 28 mln zł – rocznie daje to ok. 2 do 3 mln zł, które mają zostać pokryte ze środków własnych parku. Autorzy regulacji zaznaczają, że obejdzie się bez konieczności zwiększania dotacji budżetowej na rzecz parku narodowego.
 
Powyższy szacunek, który uwzględnia koszty odszkodowań i szacowania szkód, prowadzenia odstrzałów redukcyjnych, a także zwalczanie kłusownictwa, inwentaryzację zwierzyny i zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt, wydaje się jednak mocno niedoszacowany. Weźmy przyjętą na podstawie danych z kół łowieckich kwotę odszkodowań równą 800 tys. zł rocznie – nie uwzględniono tutaj zapewne faktu, że jest to wartość będąca w sporej mierze rezultatem dobrych relacji i współpracy pomiędzy myśliwymi oraz rolnikami i niejednokrotnie ugodowego załatwiania spraw. Po wyłączeniu otuliny z polowań może ona wzrosną co najmniej kilkukrotnie. Nie założono ponadto ryzyka wejścia w życie skierowanego już do laski marszałkowskiej projektu ustawy ustanawiającej odpowiedzialność państwa za szkody wyrządzone przez ptaki – to problem podnoszony od kilku kadencji sejmu, który wobec braku rozwiązań coraz bardziej nabrzmiewa. Sami autorzy projektu omawianego rozporządzenia podkreślają przy tym, że zapewni ono bezpieczeństwo ptakom „wychodzącym na żerowiska poza obszar parku”. To prosta droga do nasilenia konfliktu z rolnikami i recepta na spadek akceptacji społeczności lokalnych dla ochrony PN Ujście Warty.

 

Odstrzał bez myśliwych?

Koszt redukcji zwierząt łownych w pierwszym roku obowiązywania rozporządzenia ma wynieść 556 tys. zł. Obecnie za skuteczność tego działania w parku odpowiadają w niemałym stopniu myśliwi, którzy dokonują odstrzałów nieodpłatnie. Zaognienie relacji, do czego niechybnie prowadzą działania resortu środowiska, może doprowadzić do wstrzymania dotychczasowej współpracy. A zasoby kadrowe parku nie są wystarczające do zagwarantowania sprawnej realizacji nowo stawianych zadań w zakresie zarządzania zwierzyną, o skutecznej eliminacji IGO nawet nie wspominając. Dodajmy na marginesie, że odstrzały redukcyjne w myśl przepisów mogą być realizowane wyłącznie indywidualnie, bez użycia psów i nęcisk, co mocno ogranicza ich efektywność. Są one ponadto czynnością służbową, a ich wykonawcy w odróżnieniu od polowań, nie muszą kierować się zasadami tradycji, etyki i poszanowania zwierza, choć nadal są obwarowani regulaminem i okresami polowań oraz zasadami selekcji.
 
Projekt rozporządzenia trafił do uzgodnień międzyresortowych, opiniowania i konsultacji 22 lipca br., a czas na zgłaszanie uwag wynosi 10 dni. Swoje opinie mają w tym czasie przedstawić m.in. lokalne samorządy gminne oraz urzędy wojewódzki i marszałkowski województwa lubuskiego. Wśród dwunastu pozarządowych organizacji przyrodniczych, które zostały formalnie poproszone o zajęcie stanowiska znalazł się PZŁ. Siła głosu zrzeszenia wobec przynajmniej dziesięciu stowarzyszeń o nieprzychylnym nastawieniu do myśliwych, których głos zostanie zapewne wsparty przez Państwową Radę Ochrony Przyrody, będzie jednak nikła. Czy Dorożała przełamie pasmo dotychczasowych niepowodzeń w ideologicznej walce z myśliwymi i dopnie tym razem swego?

 

Adam Depka Prądzinski, Fot. PIOTR/ Adobe Stock

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.