Myśliwi łucznicy na miejskie dziki
Lipiec 03
09:33
2020
Wydrukuj
Propozycja nieodpłatnego wsparcia w redukcji dzików na obszarach miejskich, wystosowana w grudniu ub.r. do władz krajowych i lokalnych przez wielkopolski oddział Polskiego Stowarzyszenia Myślistwa Łuczniczego (PBA), pozostała bez odzewu. Założeniem było ograniczenie tempa szerzenia się ASF-u, który niewiele wcześniej pojawił się w województwie lubuskim i zaczął się przesuwać na wschód. Choroba postępuje nadal, a ognisko wirusa potwierdzono już niemal u bram Poznania. Swoją ofertę łucznicy ponowili więc podczas terenowego pokazu, który 29 czerwca zorganizowali ZO PZŁ w Poznaniu i działająca przy nim komisja łucznicza, a także wspomniany wyżej oddział PBA we współpracy z Wydziałem Leśnym UPP.
W uczelnianym ogrodzie dendrologicznym zjawili się przedstawiciele Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego i Starostwa Powiatowego w Poznaniu, PSŁ, powiatowego inspektoratu weterynarii oraz Wielkopolskiej Izby Rolniczej. Zabrakło niestety reprezentantów urzędu miasta oraz komendy wojewódzkiej policji.
Marcin Włoch, przewodniczący Komisji Łuczniczej ZO PZŁ w Poznaniu oraz członek Komisji Łuczniczej NRŁ, zaprezentował konstrukcję i zasadę działania bloczkowego łuku myśliwskiego oraz scharakteryzował jego zalety i potencjał. Rozwiał też wątpliwości związane ze stosowaniem broni cięciwowej do celów łowieckich. Przekonywał, że to bezpieczny dla zwierzyny oraz otoczenia, a przede wszystkim cichy i skuteczny sposób polowania. Odwołał się do przykładu skutecznej redukcji dzików za pomocą łuku, która została potwierdzona w aglomeracjach Madrytu oraz Barcelony. Presja i efektywne działanie myśliwych wywołały tam nie tylko zmniejszenie liczebności, lecz także zmiany behawioralne zwierząt.
Jak z kolei przekonywał łowczy okręgowy Mikołaj Jakubowski, PZŁ popiera dążenia do legalizacji łuku jako narzędzia do polowań. Łowczy argumentował, że zastosowanie tego narzędzia w granicach miast, gdzie mówimy o odstrzale redukcyjnym, to mniejszy stres dla wszystkich stron – urzędników, osób interweniujących w zdarzeniach z dzikimi zwierzętami, użytkowników terenów zielonych oraz samych zwierząt. Zwrócił on również uwagę, że z bronią cięciwową można byłoby polować na obszarach narażonych na powstawanie szkód w promieniu 150 m od zabudowań mieszkalnych. W ten sposób łucznicy uzupełnialiby się z myśliwymi wykorzystującymi broń palną, a przy okazji łagodzili spory z właścicielami upraw rolnych. W odpowiedzi na taką argumentację reprezentantka Wielkopolskiej Izby Rolniczej poinformowała, że są szanse na dofinansowanie zewnętrzne ze środków dla rolnictwa na realizację interdyscyplinarnego projektu badawczego, który miałby na celu ugruntowanie wiedzy oraz wypracowanie dobrych praktyk w zakresie polowań z łukiem i przeciwdziałania tym sposobem wyrządzaniu strat przez zwierzęta łowne.
Członkowie stowarzyszenia przygotowali również pokaz strzelania z pozycji stojącej, klęczącej oraz z nadrzewnej platformy (tree standu) do figur dzików rozmieszczonych w odległości 20–30 m. Prelegenci zwrócili uwagę, że łucznik ubrany w strój maskujący i oczekujący na zwierza na wysokości kilku metrów w większości przypadków nawet nie zostanie spostrzeżony przez osoby przechodzące w pobliżu. Dystans odejścia strzelonego dzika najczęściej nie przekracza zaś kilkunastu metrów – dotyczy to każdej z wymienionych pozycji.
Pokaz spotkał się z dużym entuzjazmem uczestników spotkania, których do skuteczności myślistwa łuczniczego nie trzeba było dłużej przekonywać. Tym bardziej że konflikty ze zwierzyną na terenach zurbanizowanych narastają i spędzają sen z powiek niejednemu urzędnikowi. W samej aglomeracji poznańskiej liczebność dzików szacuje się na pół tysiąca osobników. Jak przyznała reprezentantka Starostwa Powiatowego w Poznaniu, niektórych gmin nie stać na opłacanie profesjonalnych firm usługowych zajmujących się tym problemem. A niedobory finansowe samorządów, choćby w związku z pandemią, mogą się jeszcze pogłębić. Zaangażowanie myśliwych łuczników w redukcję czarnego zwierza na zasadach wolontariatu z jednej strony pomogłoby się uporać z problemem i trochę zaoszczędzić, z drugiej zaś stanowiłoby punkt wyjścia do poważnej debaty nad pełną legalizacją bowhuntingu jako formy polowania.
Pytanie o prawną stronę redukcji zwierząt za pomocą łuku na terenach wyłączonych z obwodów łowieckich padło na sam koniec. Wiadomość, że polowanie z tym narzędziem nie zostało w Polsce dozwolone, a MSWiA dotąd się nie wypowiedziało, czy broń cięciwową można by stosować np. do pozyskania dzików w miastach, wywołała zdziwienie. Niezbędne jest więc włączenie się samorządowców i lokalnych władz w proces legislacyjny mający doprowadzić do legalizacji takiego działania. Niewykluczone, że narastający konflikt z dzikimi zwierzętami na obszarach zurbanizowanych i rozprzestrzeniający się ASF staną się katalizatorem tych zmian.
Tekst i zdjęcie ADP