Myśliwi z KŁ „Szarak” w Gierałtowicach na ratunek koźlętom
Maj 07
09:21
2025
Wydrukuj
Dlaczego potomstwo saren co roku musi być ratowane przez ludzi? To w końcu dzikie zwierzęta. Czy ich przetrwanie nie powinno być dziełem samej natury? W zasadzie tak, ale niestety strategia reakcji saren na niebezpieczeństwo kłóci się z naszym sposobem użytkowania gruntów. W przypadku zagrożenia koźlęta nie uciekają, tylko pozostają w bezruchu. Polegają na osłonie, jaką zapewnia im wysoka trawa. Nie wydzielają też prawie żadnego zapachu. Są więc praktycznie niewidoczne dla lisów, dzików i wszelakich innych drapieżników. Niestety, nie jest to przydatne w zetknięciu z kosiarką zamocowaną na ciągniku rolniczym. I tak bujne wiosenne łąki co roku stają się śmiertelną pułapką dla małych saren, które giną w makabryczny sposób.
Akcje ratowania koźląt są już od jakiegoś czasu organizowane w Niemczech, Szwajcarii, Austrii oraz w Czechach. W Szwajcarii poszukiwania na łąkach rozpoczęto już w 2012 r. Pracował wtedy jeden zespół i ocalił 21 koźląt. Z roku na rok przybywało ludzi chętnych do pracy i w zeszłym roku zaangażowanych było już 641 zespołów wyposażonych w drony z kamerami termowizyjnymi. W ten sposób odnaleziono na łąkach 5159 koźląt. W Polsce my jako pierwsi, czyli myśliwi z KŁ „Szarak” w Gierałtowicach, zaangażowaliśmy się w ratowanie koźląt na tak dużą skalę. Właściwie codziennie w maju i czerwcu ub.r. sprawdzaliśmy łąki, które miały być koszone. Powierzchnia Polski jest ponad 7,5 razy większa od powierzchni Szwajcarii, można więc zakładać, że podobna liczba jak koźląt znalezionych w Szwajcarii (proporcjonalnie zwiększona) u nas ginie pod kosiarkami.
Pierwszym i zasadniczym czynnikiem, by akcja ratowania koźląt przyniosła pożądane efekty – uratowanie jak najwięcej młodych saren – jest kontakt z rolnikami posiadającymi w okolicy łąki, które będą koszone na siano i sianokiszonkę. My w tym celu odwiedziliśmy niektórych rolników osobiście i wręczyliśmy im ulotki dotyczące akcji. Podobne informacje umieściliśmy na okolicznych tablicach informacyjnych. Ważne, by rolnik choć dzień wcześniej, nawet wieczorem poinformował nas o łące, która będzie koszona następnego dnia, żebyśmy mogli z samego rana (poszukiwania rozpoczynaliśmy zazwyczaj przed godz. 4.00) przeszukać teren i zabezpieczyć odnalezione młode. Istotne jest, by znalezione na łące koźlęta brać na ręce w rękawiczkach i przez trawę zerwaną z łąki – w ten sposób wkładać do kartonów (mniejsze) lub do plastikowych skrzynek wielokrotnego użytku (większe), po czym przenosić w bezpieczne miejsce. My zostawiamy je w zamknięciu (tak, żeby nie uciekły) w zaroślach, w cieniu, tuż obok łąki, która będzie koszona. Dobrze, żeby rolnik w pierwszej kolejności wykosił łąki, gdzie mamy zabezpieczone koźlęta, by nie przebywały one w pudełku więcej niż 3–4 godz. Często pada pytanie, jak zachowuje się koza, gdy małe jest w pudełku. Zazwyczaj znajduje się w pobliżu i oczekuje na wypuszczenie koźlaka. Zdarzało się, że podczas uwalniania malucha czekała zaledwie kilka metrów dalej.
Polecanymi przez nas (i także inne europejskie zespoły) dronami do przeszukiwania łąk są DJI Mavic 3T oraz DJI Mavic 2 Enterprise. Wyposażone w dobrej jakości kamery termowizyjne o rozdzielczości 640 x 512 px oraz odpowiedniej jakości kamery dzienne z wysokim zoomem. Podczas przeszukiwania łąk dron lata średnio na wysokości 40–60 m. Posługujemy się kontrastem ciepły czarny oraz ciepły biały na ekranie kontrolera drona. Warto mieć przy sobie co najmniej 4–5 baterii na wymianę. Średni czas lotu na jednej baterii to 30–40 min, więc po sprawdzeniu jednej łąki można już nie mieć możliwości dalszej pracy. A zdarza się, że podczas jednego poranka są do przeszukania tereny należące do 4–5 gospodarzy. Wtedy trzeba sprawnie działać, by jak najszybciej je sprawdzić, zanim słońce nagrzeje otoczenie i stanie się to o wiele trudniejsze, bo każda bryła ziemi albo kamień będą ciepłym punktem.
Kolejnym ważnym wyposażeniem zespołu są krótkofalówki niezbędne do łączności. Operator drona musi precyzyjnie nawigować kolegów zabezpieczających koźlęta. Wiemy, że można być pół metra od sarenki i nadal jej nie widzieć, dlatego tak ważna jest szybka łączność.
Po zakończeniu wszystkich akcji poszukiwawczych podziękowaliśmy najbardziej zaangażowanym rolnikom, u których sprawdziliśmy najwięcej łąk i znaleźliśmy najwięcej koźląt. Wręczyliśmy im drobne upominki z pamiątkowym grawerem. Sama akcja pomogła też w nawiązaniu lepszego kontaktu z okolicznymi gospodarzami, co już procentuje.
Nie ograniczyliśmy się do przeszukania terenu tylko w naszym kole. Gdy otrzymaliśmy odpowiednie informacje, jeździliśmy też do sąsiednich kół. Pracowaliśmy w gminach Wieprz, Andrychów i Osiek.
Zachęcamy inne koła do podjęcia podobnej inicjatywy. Biorąc pod uwagę postępy sąsiednich państw w tej dziedzinie, my też powinniśmy podejmować takie działania, by nie zostać w tyle. Nie należy się bać kosztów zakupu drona – ceny nowych to 20–25 tys. zł, ale można nabyć używane w dobrym stanie już za 12–16 tys. zł. A jest to zakup na kilka lat i uratuje niejedno koźlę.
My w tym roku będziemy pracować przy użyciu dwóch dronów, by osiągnąć jeszcze lepsze efekty i uratować więcej młodych saren. Służymy pomocą i wiedzą innym kołom i myśliwym, oferując swoje doświadczenie – w zeszłym roku uratowaliśmy 56 koźlaków. Można się z nami kontaktować telefonicznie (tel. 510 105 942) lub mailowo (michalkom@poczta.fm).
Michał Komendera, Fot. Arch. KŁ „Szarak” w Gierałtowicach | BŁ 3/2025