Powrót debaty nad zakazem importu trofeów do Polski
Lipiec 22
14:47
2024
Wydrukuj
Pod koniec minionej kadencji parlamentu podjęto próbę przeforsowania ustawowego zakazu przywozu trofeów do Polski. Wówczas projekt zmiany ustawy o ochronie przyrody w tym zakresie został złożony przez grupę posłów PiS-u reprezentowaną przez Małgorzatę Gosiewską. Burzliwa dyskusja na pierwszym posiedzeniu sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa w lipcu ub.r., kiedy rozpatrywano projekt dokumentu, zakończyła się ogłoszeniem przerwy, aby umożliwić uczestnictwo w posiedzeniu reprezentantów zainteresowanych państw afrykańskich (sprawę relacjonowaliśmy TUTAJ oraz TUTAJ). Nowelizacja miała zostać przyjęta w szybkim tempie, ale prace nad nią stanęły w miejscu w związku z rozpoczynającą się kampanią wyborczą.
Teraz dla odmiany zakaz importu trofeów zapowiadają posłowie KO. Debata wróciła do sejmowego gmachu za sprawą posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Praw Zwierząt 10 lipca. Nadmieńmy, że jest to gremium utworzone dobrowolnie przez posłów zainteresowanych problematyką ochrony zwierząt, a jego ogólnie zarysowane zadanie stanowi współpraca z organizacjami pozarządowymi w zakresie dbałości o dobrostan zwierząt oraz wypracowywanie i przedkładanie związanych z nim inicjatyw. Jak dotąd zespół działa prężnie – na osiem posiedzeń (w tym wybór prezydium i omówienie planu pracy) trzy dotyczyły kwestii łowiectwa, a uczestniczyli w nich reprezentanci PZŁ. Przewodnicząca Katarzyna Piekarska (KO) tym razem jednak zignorowała nie tylko głos myśliwych i polskich klubów safari, ale krocząc ścieżką przetartą przez #PiS podczas minionej kadencji parlamentu, do debaty m.in. nad Afryką nie zaprosiła też przedstawicieli ambasad krajów, na których gospodarkach mogą się odbić planowane obostrzenia.
Import trofeów wrażliwy społecznie
Posiedzenie zespołu 10 lipca było połączone z wernisażem wystawy zdjęć Britty Jaschinski, niemieckiej fotografki przyrody i fotoreporterki. Ekspozycja została poświęcona importowi trofeów myśliwskich, „tematowi wrażliwemu społecznie, który zyskuje coraz większe znaczenie w wielu krajach UE”. Późniejsze spotkanie otworzyła Piekarska, ale jego prowadzenie scedowała na partyjnego kolegę Pawła Suskiego (KO) – przypomnijmy, posła doświadczonego traumatycznymi przeżyciami z winy apodyktycznego ojca, który zabierał go na polowania.
Tym razem w spotkaniu wzięli udział niemal wyłącznie reprezentanci organizacji antymyśliwskich opowiadających się za wprowadzeniem zakazu, skupionych wokół Koalicji Niech Żyją! (dalej NŻ!), w tym wiceprezes fundacji NŻ! Marcin Kostrzyński oraz Tomasz Zdrojewski, Krzysztof Wychowałek z Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła”, a także Iga Głażewska z polskiego oddziału Humane Society International, organizacji prowadzącej ogólnoświatową kampanię przeciwko importowi trofeów. Naukowym i merytorycznym autorytetem wsparli aktywistów prof. Rafał Kowalczyk, do niedawna dyrektor IBS PAN w Białowieży, a obecnie kustosz naukowej kolekcji zoologicznej instytutu, a także lekarz weterynarii Dorota Sumińska. Poza nimi wśród gości znalazł się Jan Błaszczyk, naczelnik Wydziału Gospodarki Łowieckiej DGLP.
Głos drugiej strony nie miałby jednak najmniejszego znaczenia. Argumenty podniesione w dyskusji jednoznacznie dowodzą, że zespół zamierza bezkompromisowo dążyć do realizacji założonego celu. Dziwiono się zresztą brakiem przychylności dla propozycji zakazania importu trofeów do Polski. W rozumieniu jej zwolenników jest to sprawa całkowicie pozbawiona kontrowersji. – Nie ma absolutnie żadnych racjonalnych przesłanek, żeby postkolonialny relikt, sport, rozrywka, jeszcze trwały i żeby Polska brała w tym udział, i miała w tym udział, importując trofea gatunków zagrożonych, narażonych, chronionych przez CITES. (…) Mam nadzieję, że odeślemy do historii niepotrzebną, brutalną praktykę, której miejsce jest w przeszłości – argumentowała Głażewska. – Wydaje się, że w XXI w. nie powinno być akceptacji społecznej dla tego rodzaju działań, zwłaszcza że część tych gatunków wędruje do bogatych ludzi, również do Polski, gdzie wiszą na ścianie, gdzie są pamiątkami, są przejawem bogactwa, prestiżu tych osób. Tego rodzaju zabijanie kosztem przyrody nie powinno mieć miejsca w czasach, kiedy przyznajemy coraz większe prawa zwierzętom. Zakaz importu, szczególnie gatunków citesowych, których handel podlega kontroli, powinien być wprowadzony również w Polsce – wtórował jej prof. Kowalczyk.
Tomasz Zdrojewski przytaczał pismo Izabeli Kadłuckiej, prezes fundacji NŻ!, która na posiedzenie zespołu nie dotarła ze względów losowych. W jej wystąpieniu była mowa m.in. o „setkach biur polowań” pozostających poza kontrolą państwa i generujących gigantyczne zyski. – Polowania dla trofeów szczególnie zagrażają przyrodzie, eliminując najlepsze geny. Często dotyczy to zagrożonych wyginięciem gatunków, bo właśnie takie, najrzadsze, kolekcjonują myśliwi – odczytywał Zdrojewski. – (…) To skandaliczna praktyka, a że poluje się na zagrożone gatunki znikające z tego świata, jest to zwykłe barbarzyństwo, które nie powinno się nigdy wydarzyć w XXI w. – przytaczał argumentację NŻ!.
Rzecz w tym, że to właśnie obostrzenia nakładane konwencją CITES stanowią mechanizm kontroli wielkości odstrzałów oraz legalności obrotu pozyskanymi w wyniku polowań trofeami, uwzględniając potrzeby zarządzania populacjami oraz ich trwałość. Te zawiłości wyjaśniał Sebastian Jędrzejewski, doradca polskich klubów safari w zakresie procedur importowych w wywiadzie na łamach BŁ 11/2023.
Okiem „Marcina z Lasu”
Również Marcin Kostrzyński nie zawiódł słuchaczy, przedstawiając swój specyficzny, nieco infantylny, a przez to zawężony sposób rozumowania. Zwrócił uwagę, że nie ma żadnej pewności, jakoby zwierzęta zabite na polowaniu za granicą zostały uśmiercone legalnie. Sygnalizował, że często stosuje się do tego celu metody niehumanitarne, jak np. łuk (o skuteczności tego narzędzia podczas polowania pisze z kolei w cyklu artykułów na łamach BŁ Mikołaj Grabowski z Polskiego Stowarzyszenia Myślistwa Łuczniczego), aby tylko zaimponować kolegom. Mówił, że zwierzęta w hodowlach przyczyniły się do uszczuplenia puli genetycznej w przeszłości przez odłowienie młodych lub ich rodziców z natury. Ujawniał, że na stronach internetowych nadleśnictw i PZŁ wciąż można znaleźć formuły wyceny medalowej gatunków objętych ochroną i wplótł do swojej gawędy wątek emerytowanego już leśnika, który podczas jednej z telewizyjnych eskapad Kostrzyńskiego chwalił się czaszkami rysi i wilków, puszczając oczko co do sposobu ich pozyskania.
„Marcin z Lasu” podzielił się wreszcie pomysłem na uzdrowienie polskiej trofeistyki, o której – zdaniem aktywistów – w debacie nad importem zdobyczy afrykańskich nie możemy przecież zapominać. Jako były myśliwy może mieć poczucie pewnej fachowości w tym obszarze. Zwrócił mianowicie uwagę, że jeśli myśliwy zastrzeli jelenia „supermedalowego”, to nie ponosi z tego powodu żadnych poważnych konsekwencji. Dewizowiec zapłaci więcej za trofeum, a myśliwy krajowy zostanie co najwyżej zawieszony, ale nie straci zdobyczy. – Przydałby się zapis, który nakazywałby niszczenie trofeum łowieckiego pozyskanego niezgodnie z odstrzałem. Jeśli ktoś pozyska zwierzę, które jest przepięknym jeleniem, a miał odstrzał na najbardziej chorego, cherlawego w I klasie wieku, nie może być premiowany, że nadal ma prawo to trofeum otrzymać – proponował.
Będzie stanowisko PROP-u?
Problem trofeistyki, który nie powinien dotyczyć wyłącznie zagranicy, zasygnalizował także prof. Kowalczyk. Jak wskazywał, stanowi ona przecież jedną z głównych motywacji dla myśliwych w Polsce. – Jest to jakiś taki dla mnie zupełnie niezrozumiały relikt już bardzo dawnej przeszłości, gdzie jeszcze jest ktoś, kto czuje potrzebę się chwalić tym, że zadał cierpienie, że w okrutny sposób znęcał się, zabijał zwierzęta i jeszcze pamiątkę po tym znęcaniu się nad tymi zwierzętami trzyma z dumą na ścianie – komentowała tę kwestię posłanka Klaudia Jachira (KO).
Kowalczyk jako członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody, organu, który opiniuje dla MKiŚ wnioski dotyczące przywozu i wywozu okazów objętych restrykcjami w ramach konwencji CITES, zapowiedział natomiast, że być może uda się mu doprowadzić do uchwalenia stanowiska PROP-u, które by wspierało dążenia zespołu do wprowadzenia zakazu. – W radzie jest wielu specjalistów od ochrony przyrody, mają świadomość, jakich gatunków dotyczą polowania dla trofeów i jakie trofea są importowane – mówił. Weźmy to za dobrą monetę i miejmy nadzieję, że osoby od lat zaangażowane w realizację założeń konwencji wyjaśnią parlamentarzystom zasady oraz cele jej funkcjonowania.
Na zakończenie posiedzenia poseł Suski zapewnił, że Zespół ds. Ochrony Praw Zwierząt wsparty przedstawicielami NŻ! postara się w krótkim czasie przygotować projekt nowelizacji prawa w dyskutowanym zakresie, odnoszącym się do importu trofeów łowieckich. Wcześniej podkreślał, że należałoby spenalizować nie tylko wszelkie formy importu, lecz także posiadania takich trofeów. – Myśliwi to grupa wpływowych osób i musimy wspólnie znaleźć sposób, jak te wpływy ograniczyć albo jak stać się grupą osób, które będą miały przełożenie na znalezienie 231 głosów, aby niekontrowersyjny zakaz ograniczający popyt, podaż wprowadzić – mówił.
– Niech to będzie taki moment, w którym zaczniemy w ogóle zajmować się łowiectwem, bo wstyd, że to dalej jest polska tradycja, legalna zabawa i sport. To jest dla mnie niedopuszczalne – stwierdziła z kolei Sumińska.
Ekonomia a CITES
Kilka dni po spotkaniu zespołu, 12 lipca w Genewie rozpoczęło się posiedzenie Komitetu ds. Zwierząt konwencji CITES. Wydarzeniem towarzyszącym zorganizowanym przez Międzynarodową Radę ds. Łowiectwa i Ochrony Zwierzyny (CIC) była debata na temat potrzeby budowania ekonomii dzikiej przyrody opartej na zrównoważonym użytkowaniu i zachowaniu zasobów naturalnych. Ze strony jednej z prelegentek padło wówczas stwierdzenie, że założenia konwencji CITES są osiągane w największym stopniu wówczas, kiedy są w to zaangażowane społeczności, które współżyją z naturą na poziomie lokalnym. Parlamentarny Zespół ds. Ochrony Praw Zwierząt zdaje się na razie nie uwzględniać ludzi w swoich zamierzeniach.
ADP, Fot. Kim/Adobe Stock