strona główna

Aktualności

Polowania w czasach zarazy

Polowania w czasach zarazy
Listopad 06 17:33 2020 Wydrukuj

Ze względu na rozprzestrzeniający się wirus ASF-u już od kilku lat musimy sobie radzić z utrudnieniami w wykonywaniu polowań. Związane z tym ograniczenia postawiły znak zapytania przy tak istotnych dla ratowania budżetów kół łowieckich polowaniach dewizowych. Teraz doszły do tego jeszcze obostrzenia związane z COVID-19. Dziś obowiązuje nas choćby zakaz zbierania się w liczbie większej niż pięć osób. Jak więc skutecznie realizować plan łowiecki w tych okolicznościach?

 
Regulamin otwiera furtki
Obecnie są wykluczone większe zgromadzenia, co powoduje, że ewentualne zbiorówki stają się problematyczne. Pamiętajmy jednak, że polowanie zbiorowe to „polowanie wykonywane z udziałem co najmniej dwóch współdziałających ze sobą myśliwych albo myśliwego i naganiacza, zorganizowane przez dzierżawcę albo zarządcę obwodu łowieckiego, prowadzone przez prowadzącego polowanie”. Nic nas nie obliguje do organizacji dużych polowań na kilkanaście czy kilkadziesiąt strzelb. Zbiorówka może się z powodzeniem odbyć w znacznie bardziej kameralnym gronie, choćby pięciu osób. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by się rozdzielić na dwie niezależne zbiorówki, ale wtedy trzeba pamiętać o zgłoszeniu w urzędzie dwóch oddzielnych polowań zbiorowych w danym dniu.

W ubiegłym roku w regulaminie polowań pojawiła się istotna zmiana – definicję polowania indywidualnego rozszerzono o wiele wnoszący zapis, że rozumie się przez nie m.in. „polowanie na dziki wykonywane w dzień przez jednego myśliwego przy udziale jednego naganiacza albo jednego podkładacza z psem”. Podkładaczem według tego samego regulaminu jest zaś myśliwy pędzący zwierzynę z psem lub psami w miocie. Dzięki temu mogą polować dwie osoby z psem lub psami, bez konieczności zgłaszania tego jako zbiorówki.
 
Komercyjne minizbiorówki
Zostawmy jednak standardowe sytuacje, gdy myśliwi komercyjni mogą przyjeżdżać bez ograniczeń, i skupmy się na tych kryzysowych. Koła, które muszą zabezpieczyć środki niezbędne do wypłat odszkodowań za szkody, stoją przed nie lada wyzwaniem. W tym momencie pora poszukać alternatywnych źródeł pieniędzy zasilających konta. Warto przekonać naszych ewentualnych gości do zmian. Dzięki nim my podreperujemy budżet, a oni przeżyją nie mniejszą przygodę łowiecką.

Pierwszą opcją są wspomniane wcześniej kameralne zbiorówki. W tym wariancie mała grupa myśliwych przemieszcza się sprawnie z jednego miejsca w drugie i obstawia wyłącznie konkretne, niewielkie miejscówki, gdzie spodziewamy się grubszego zwierza. Pędzeniem miotu w tym przypadku mogą się zająć jeden lub dwóch podkładaczy z psami. Tym sposobem jednego dnia uda się nam sprawdzić dużo więcej interesujących zakamarków łowiska, gdy obierzemy za cel np. młodniki, bagienka, zamknięte trzcinowiska czy choćby śródpolne remizy i zakrzaczenia. Myśliwych jest mniej, ale za to wzrasta prawdopodobieństwo sytuacji dogodnych do oddania strzału. Diametralnej zmianie ulega również logistyka, bo nieporównywalnie łatwiej przerzucić z miejsca na miejsce 5–7 myśliwych, bez całej zbędnej obsługi i zwoływania naganiaczy.

Jeśli nasze łowisko daje taką szansę, to zorganizujmy dwa polowania tego typu w jednym dniu. Tym samym obsłużymy podobną co zwykle liczbę dewizowców. Nasi goście muszą jednak zrozumieć, że kupują nieco inny rodzaj polowania i organizacji, kto wie, może nawet atrakcyjniejszy.
 
Spod psa
Druga opcja, wymagająca innej organizacji, to polowania indywidualne w składzie myśliwy komercyjny plus podkładacz z psem. W tym przypadku idealnie, gdy podkładacz jest jednocześnie podprowadzającym, osobą doskonale znającą teren. Jeśli musimy korzystać z usług podkładacza spoza koła, to pamiętajmy, że potrzebujemy jeszcze osoby podprowadzającej, która wskaże odpowiednie rewiry. Jednak zostanie ona zaliczona nie jako trzeci myśliwy, ale jedynie jako organizator, nie stanie to więc w sprzeczności z definicją polowania indywidualnego w dzień na dziki. Bardzo ważne w tym przypadku jest to, by zarówno podkładacz, jak i pies wiedzieli, na czym polegają takie łowy, a także aby nasz gość został poinformowany o zasadach. Takie polowanie wymaga dużo większej ostrożności i chłodnej głowy niż standardowe łowy zbiorowe. Myśliwy powinien strzelać wyłącznie zgodnie z instrukcją podkładacza, który jednocześnie odpowiada za psa. Podkładacz musi mieć doświadczenie w takim rodzaju polowania i umieć kontrolować nie tylko ogólną sytuację, lecz także emocje gościa. Najlepiej, by pies był ukierunkowany na wyszukiwanie dzików i nie gonił niestrzelanych kabanów zbyt daleko.

Pamiętajmy, że w tej wersji sprzedajemy cały pakiet emocji i przygodę, jakiej myśliwy nie przeżyje podczas stania na linii nawet w najbardziej zasobnym w zwierza łowisku. Liczą się tu nie tylko pokot, lecz także możliwość penetracji zazwyczaj niedostępnych rewirów oraz to, że cały dzień polowania jest podporządkowany jednej osobie i osiąganemu przez nią rezultatowi. Zazwyczaj w przypadku polowania na linii pozyskuje się średnio jedną, dwie sztuki zwierza na głowę. Gdybyśmy więc taki wynik powtórzyli na polowaniu w ciągu dnia spod psa, byłyby to udane łowy. W takiej sytuacji liczba osób polujących w jednym czasie jest uzależniona od powierzchni i specyfiki łowiska. W wielu obwodach spokojnie pomieści się kilku łowców, polujących w oddalonych od siebie sektorach.
 
A w nocy na dzika
A co, gdy już wrócimy z gonitwy po krzakach i trzcinach? Noc jest również po to, by polować, i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby do oferty dorzucić tradycyjne polowanie indywidualne nocą na dziki. W obwodach bogatych w tego zwierza przy odpowiedniej organizacji można pozyskać po kilkanaście lub więcej sztuk w ciągu paru nocy. Zagraniczni myśliwi przyjeżdżają do nas też po to, aby zasmakować innej kultury polowania, poczuć przestrzeń, której nie mają w swoich małych łowiskach. Nie ograniczajmy się więc do ambon gwarantujących sukces, ale weźmy gości na prawdziwy spacer po łowisku, z podchodem na polu i w lesie.

By zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu, należy pamiętać o wyłączeniu obwodu z polowania dla członków koła na tydzień lub więcej przed planowaną dewizówką. Ta przykra dla rodzimych myśliwych zasada służy temu, by goście płacący za łowy wyjechali zadowoleni, a koło zyskało środki konieczne do wypłaty niemałych kwot za szkody. To niby oczywiste, ale wciąż trzeba o tym pamiętać, bo nawet wśród nas, myśliwych, dochodzi do nieporozumień w związku z faworyzowaniem dewizowców. Dla części kół dewizówki to po prostu konieczność, która ma uchronić przed bankructwem i dać możliwość dalszego polowania na ziemiach naszych przodków. Jeśli już jednak podejmujemy się ich organizacji, to starajmy się ze wszystkich sił, by były udane i przebiegły bezpiecznie, a goście po powrocie do domów już planowali kolejną wyprawę.
 
Redakcja, Fot. archiwum

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.