Rogacz idzie w górę
Lipiec 31
11:43
2020
Wydrukuj
Zarządcy i dzierżawcy obwodów łowieckich, którzy zgodnie z sugestiami ograniczenia intensywności odstrzałów kozłów na początku sezonu przesunęli je na okres wakacyjny, skorzystali z tego w dwójnasób. Z jednej strony w następstwie złagodzenia obostrzeń epidemicznych drgnęła sytuacja na rynku polowań komercyjnych. Z drugiej zaś – wzrosły ceny tusz rogaczy oferowane przez krajowych odbiorców. Jak jednak komentuje większość z nich, jest to pokłosie nie zwiększenia się zbytu dziczyzny, ale wzajemnej konkurencji.
Swoisty wyścig cenowy zaczął się w czerwcu, od podniesienia stawki przez Elite Expeditions do 7 zł/kg saren. – Mamy inną niż większość przetwórców dziczyzny strukturę sprzedaży, ponieważ nawet 40% mięsa wprowadzamy na rynek krajowy. Nie mieliśmy też zapasów sarniny, a wiele kół postawiło na sprzedaż bezpośrednią, zamiast dostarczać tusze do punktów skupu. Przyjęliśmy więc założenie, żeby nie oferować dostawcom ceny minimalnej, ale podnieść stawki. Solidaryzujemy się w ten sposób z kołami łowieckimi, które znalazły się w trudnej sytuacji finansowej, lecz oczekujemy partnerstwa z ich strony w dłuższej perspektywie – wyjaśnia Grzegorz Malec, prezes zarządu spółki Elite Expeditions.
Błyskawicznie zareagował na to Weles, największy odbiorca dziczyzny w Polsce, który odebrał posunięcie konkurencji jako próbę osłabienia swojej pozycji rynkowej. Było przecież oczywiste, że koła łowieckie przejdą do dostawcy oferującego korzystniejszą stawkę. Obie firmy zaczęły przebijać swoje propozycje, a do dyktowanego przez nie poziomu siłą rzeczy musieli dorównać pozostali krajowi odbiorcy. Ceny w końcu ustabilizowały się na średnim poziomie 8–9 zł/kg (bez uwzględnienia negocjowanych indywidualnie dopłat), ale znowu idą w górę. – Popyt na dziczyznę na zachodzie jeszcze się nie odbudował. Ceny skupu saren nie mają więc związku z zainteresowaniem konsumentów, ale wynikają wyłącznie z rywalizacji cenowej i prób przejęcia udziałów w rynku. Nie pozwolimy sobie na to, tym bardziej że stawiamy na rozwój i sukcesywnie powiększamy swoją sieć punktów skupu dziczyzny – komentuje Robert Piechocki, dyrektor ds. skupu spółki Weles. – Ceny rzeczywiście osiągnęły w tym roku poziom minimalny, do którego nie powinny dojść. Chcielibyśmy płacić więcej, ale pod warunkiem, że rynek funkcjonuje normalnie. Mimo ciągłych niepokojów związanych z epidemią wydaje się jednak, że najgorsze mamy już za sobą – dodaje.
To jeszcze nie koniec wzrostu cen skupu tusz saren. W sierpniu mogą one podskoczyć nawet do 11 zł/kg. Z początkiem tego miesiąca Elite Expeditions w swoich punktach skupu będzie oferowało10 zł/kg. Grzegorz Malec zastrzega, że jest to wynik nie rywalizacji, tylko wspomnianego już, innego niż u pozostałych przedsiębiorstw modelu działalności. Z kolei Robert Piechocki przekonuje, że Weles dla utrzymania swojej pozycji zapłaci każdą potwierdzoną cenę, a firma rozliczy się z dostawcami w ciągu kilku dni. Jak widać, sytuacja jest pod tym względem bardzo dynamiczna. Dalszy wzrost lub utrzymywanie się wysokich cen najbardziej odbije się zaś na mniejszych przedsiębiorcach. – Na razie obserwujemy większe zainteresowanie dziczyzną w kraju niż za granicą, ale nadal towarzyszy temu duża powściągliwość klientów, a na rynku hurtowym utrzymują się niskie ceny elementów. W tej sytuacji akceptowalna dla przetwórstwa cena to 5–7 zł/kg saren w skupie. Wyższe stawki są nierentowne, ale większość firm stara się im sprostać w obawie przed utratą punktów skupu. Taka sytuacja w dłuższym czasie może skutkować upadkiem małych przedsiębiorstw, które swój budżet opierają wyłącznie na dziczyźnie, a w konsekwencji doprowadzić do jeszcze silniejszej polaryzacji rynku – komentuje Tomasz Tarnawski, prezes Krajowego Związku Eksporterów Dziczyzny, zrzeszającego m.in. firmy Las-Kalisz i Biurkom-Flampol. Niewykluczone jednak, że wywoła to jeszcze dalej idące reperkusje. – Istnieje ryzyko, że firmy, które wpadną w tarapaty finansowe, zaczną się ratować sprzedażą udziałów zagranicznym inwestorom, co nie pozostanie bez wpływu na kształtowanie cen w przyszłości. Osłabienie pozycji polskiego kapitału spowoduje, że podobnie jak na początku lat 90. XX w. stawki znowu będą dyktowane przez zachodnie koncerny – przestrzega Tarnawski.
Dla mniejszych przetwórców cena na poziomie 10 zł/kg to maksymalny pułap, na jaki mogą sobie pozwolić w obecnych warunkach. Las Huberta płaci 8–10 zł/kg, w zależności od warunków dostawy. Jak wyjaśnia przedstawicielka tej firmy, krajowi odbiorcy dziczyzny dopiero wyczerpują zapasy – a wiemy, że okres letni jest nie najlepszy dla spożycia dań mięsnych – i deklarują wznowienie zamówień dopiero jesienią. Nikt nie chce się zaopatrzyć w towar na zapas. Z kolei dotknięci kryzysem konsumenci sięgają po tańsze mięso.
Leśniczówka oferuje 8–9 zł/kg saren. Do pułapu 11 zł/kg nie dojdzie. – Obecny poziom zamówień oceniamy na 80% średniego poziomu z zeszłego roku. Intensywnie pozyskujemy jednak nowych klientów. Rozmowy handlowe na szczęście wróciły już do normy – mówi Piotr Zygmunt, współwłaściciel tej firmy zaopatrującej głównie polski rynek. Podobnie sytuację ocenia Jerzy Golbiak, właściciel Zakładu Przetwórstwa Dziczyzny Niwa, który tak jak Leśniczówka oferuje wyroby z wyższej półki. – 8 zł/kg pozwala jeszcze na spięcie kosztów przy nadal ograniczonym zbycie. Odbieram jednak wyłącznie tusze dobrze strzelone, w pierwszej i drugiej klasie jakości, które zapewniają najlepszą wydajność surowcową – mówi.
Na niezmiennie niskim poziomie 2–3 zł/kg utrzymują się ceny za dziki. Jest to uwarunkowane nie tylko lokalnie dużą podażą mięsa tego gatunku przy małym popycie rynkowym, lecz także spowodowanymi ASF-em ograniczeniami w obrocie. W tym wypadku nie ma uzasadnienia dla podnoszenia stawek i trudno się tego spodziewać w najbliższej przyszłości.
ADP, Fot. Ryszard Adamus