strona główna

Aktualności

Ad vocem facebookowiczom ws. psów w regulaminie polowań

Ad vocem facebookowiczom ws. psów w regulaminie polowań
Lipiec 19 16:24 2019 Wydrukuj

Ponieważ mój tekst „PZŁ zainteresował się psami. I nie jest to dobra wiadomość”  wywołał kontrowersje wyrażone w komentarzach pod postem na fanpage’u @miesiecznikBracLowiecka na Facebooku, postanowiłam napisać kilka słów ad vocem.

Napisałam do „Braci Łowieckiej” i zamieścili mój list na stronie. Pretensje do wydawcy miesięcznika dla myśliwych, że opublikował głos szeregowego myśliwego, według mnie są cokolwiek dziwaczne. Sądzę, że prezentowanie różnych punktów widzenia powinno zostać raczej poczytane za obowiązek rzetelnego wydawcy, a nie powodem do krytyki. Podpisałam się swoim imieniem i nazwiskiem i ponoszę pełną odpowiedzialność za to, co się znalazło w tekście.
 
Komentarze skupiły się właściwie wokół jednej kwestii, czyli współpracy FCI z Kennel Clubem i American Kennel Clubem. Zarzuty w tym zakresie pod adresem mojego tekstu są słuszne. Oparłam się na słowach osoby, którą uważałam za znawcę tematu. Jak widać, był to mój błąd i jednocześnie nauczka na przyszłość, że nie wystarczy sprawdzić, że Wielka Brytania i USA nie należą do FCI, ale trzeba też samodzielnie potwierdzić całą resztę wywodu w rzetelnych źródłach. W kwestii importu psa pozostaje jeszcze pytanie, z kim PZŁ ma podpisane umowy odnośnie do uznawania prób, ocen czy konkursów pracy.
 
Mimo wszystko, przyjmując zasłużoną krytykę, dalej podtrzymuję swoje stanowisko, że wpisywanie do rozporządzenia FCI oraz organizacji współpracujących jest błędem z punktu widzenia zarówno poprawności legislacji, jak i czysto praktycznego dla myśliwych polujących z psami. Komentujący zupełnie zignorowali to, że samo ZKwP protestowało przeciwko powoływaniu się w polskim prawie m.in. na FCI przy okazji opiniowania innych projektów. Rodzi się pytanie, czy autorzy przepisu w ogóle rozmawiali z władzami ZKwP na ten temat.
 
Od strony użytkowości sprawa też nie jest taka prosta. W myśl proponowanego zapisu każda zmiana w klasyfikacji czy wymogach hodowlanych będzie miała konkretny wpływ na myśliwych polujących z psami. Bardzo świeży przykład znajdziemy na oficjalnej stronie ZKwP w dziale Aktualności, gdzie pod datą 5 lipca 2019 r. zamieszczono m.in. informację, że 26 czerwca 2019 r. Zarząd Główny „przywrócił [podkr. B.K.] rasę polski spaniel myśliwski w wykazie psów myśliwskich” (https://www.zkwp.pl/index.php/komunikaty-zkwp). Jak widać, ZKwP może z dnia na dzień wykreślić (albo raczej zgubić) jakąś rasę w wykazie ras myśliwskich. Przypominam, że w projektowanym przepisie oprócz wymogu pochodzenia jest też bezwzględny zapis, że musi to być rasa myśliwska. Czyli raz macie psa legalnego, a za chwilę już nie. Absurd? Nie, to proste konsekwencje takiego, a nie innego konstruowania aktów prawnych na podstawie wewnętrznych przepisów jakiejś organizacji. Nie dostaniemy żadnej gwarancji, że następne zawirowania we władzach ZKwP (a obecnie dochodzi do ogromnych) nie zaowocują podobnymi sytuacjami w przyszłości. Podobnie rzecz się ma z FCI – jeżeli postanowią, że posokowiec jest nie płochaczem, tylko gończym, to tak robią. I nie ma pewności, że za parę lat nie wyląduje w jeszcze innej grupie albo w ogóle nie wypadnie z wykazu ras myśliwskich.
 
W tym samym komunikacie ZKwP przywraca w Regulaminie hodowli psów rasowych wymóg hodowlany dla wyżłów obejmujący próby polowe. Przez pół roku można było sobie hodować wyżły bez spełnienia tego obowiązku. O ile wypadnięcie polskiego spaniela myśliwskiego prawdopodobnie było niedopatrzeniem i skutkiem bałaganu, o tyle wymóg hodowlany dla wyżłów został zniesiony świadomie. Dlaczego w ogóle doprowadzono do sytuacji, że rasy psów myśliwskich (oprócz ww. wyżłów) mogą uzyskiwać uprawnienia hodowlane bez żadnej oceny pracy, tylko na podstawie ocen z wystaw? Przecież nabywcom kanapowców nie szkodzi, że rodzice kupowanego szczeniaka przeszli pomyślnie konkurs np. dla tropowców, a dla myśliwego stanowiłoby to jakąś minimalną gwarancję, że pupil z hodowli zarejestrowanej w ZKwP będzie w stanie pracować. Problem przerasowienia i degeneracji wynika nie tylko z mody, lecz także właśnie z braku takich wymogów.
 
Nie wiem, gdzie polują niektórzy komentujący, skoro według nich myśliwi pojawiają się w łowiskach ze „srajwizją i skrzyżowaniem szczotki z borsukiem przy nodze”. Na polowania w różnych kołach i kilku OHZ-etach widzę dużo psów bez papierów, ale przytłaczająca większość z nich to psy w typie konkretnej rasy, a duża część z nich jest po 100-procentowo rasowych rodzicach, tyle że właścicielowi nie chciało się zrobić uprawnień hodowlanych i poszedł nielegalną drogą na skróty. To naganna praktyka, ale możliwa do wyeliminowania w świetle już obowiązującego prawa. Biologicznie te psy absolutnie niczym się nie różnią od swoich krewnych z zarejestrowanych miotów.  
 
W komentarzach często padał przykład Czech, że tam obowiązuje podobny przepis definiujący psa do polowań oraz poszukiwania postrzałków i wszyscy są zadowoleni. Kiedy jednak troszkę pogrzebiemy, to się okazuje, że jednak nie wszystkich to obowiązuje, a tamtejsza lista ras uprawnionych do certyfikacji pod kątem łowieckim wprawiłaby w osłupienie niejednego zwolennika nowego wymogu. Nade wszystko nie należy abstrahować od tego, że w Czechach nie wprowadzono zakazu szkolenia i przeprowadzania konkursów czy ocen pracy na żywej zwierzynie, więc każdy mener ma pełen wachlarz LEGALNYCH możliwości szkolenia i certyfikowania psa. Stworzono cały system, którego zwieńczeniem są konkretne wymogi wobec myśliwego polującego z psem. Nie można wyciąć jednego przepisu prawnego z całego systemu, przeszczepić go do zupełnie innego i oczekiwać takiego samego rezultatu. Tak się nie da! Dlaczego w Niemczech i na Słowacji od psów myśliwskich nie wymaga się pochodzenia FCI, ale bezwzględnie muszą mieć certyfikację ułożenia do polowania? Czy w związku z tym można twierdzić, że w Niemczech kynologia łowiecka jest „na kolanach”?
 
U nas (jak zwykle?) zaczyna się od końca, czyli od bardzo ostrego i kategorycznego zakazu. Tymczasem Komisja Kynologiczna NRŁ, za którą mocno trzymam kciuki, dopiero opracowuje regulaminy ocen pracy, dopiero negocjuje kontrakt z ZKwP, dopiero tworzy system wyłaniania sędziów kynologicznych w PZŁ (źródło: https://www.pzlow.pl/index.php/aktualnosci/669-priorytety-i-reformy-w-polskiej-kynologii-lowieckiej-czyli-pierwsze-posiedzenie-komisji-kynologicznej). Kluby ras znajdują się na bardzo różnym poziomie organizacyjnym, ale myśliwi mają stanąć na baczność i bezkrytycznie przyjąć dar kolejnych nakazów i zakazów bez wiedzy, jak to naprawdę będzie wyglądać. Konia z rzędem temu, kto znajdzie zarząd okręgowy PZŁ, który dysponuje pełnym wykazem hodowli użytkowych ras myśliwskich na swoim terenie. Próbowałam telefonicznie w trzech – bez sukcesu, a to chyba jakieś minimum informacyjne. Poszukując szczeniaka dla siebie, myśliwy jest skazany na pocztę pantoflową. Zazwyczaj wygląda to tak, że każdy hodowca wciska mu po prostu psa ze swojej hodowli. Czy naprawdę nie można najpierw pewnych spraw uporządkować u siebie, zanim zacznie się wymagać od wszystkich dookoła?  
 
Nie dziwi mnie, że wśród gorąco popierających takie przepisy przeważają hodowcy posokowców i mający uprawnienia hodowlane użytkowe na podstawie konkursów tropowców. Ciągle macie prostą drogę do użytkowości przez sztuczne ścieżki i jeszcze narzekacie, a najwyraźniej zupełnie nie przejmujecie się skutkami tej regulacji dla psów pracujących w innych specjalnościach.
 
Jestem gorącą zwolenniczką obowiązkowych sprawdzianów ułożenia psów myśliwskich. Niech tak będzie, ale niech obowiązują równe i jasne zasady. Nie powinno to wyglądać tak, że dla jednego psa wymóg ułożenia załatwia wymęczony za którymś podejściem dyplom III stopnia na ścieżce ze świńskiej farby, a dla innych – sprawdzian równoważny w próbą główną na polowaniu, kiedy w dodatku pies ma pierwszą legalną możliwość kontaktu z żywą zwierzyną i jeszcze oczekuje się od niego respektowania saren. Dlaczego więc by nie zrobić konkursu dla dzikarzy polegającego na próbie szczekania na skórę dzika podwieszoną na sznurku? O etycznym aspekcie puszczania w miot albo do naturalnej nory psów bez szans uprzedniego legalnego szkolenia już nawet nie wspomnę. Drogi widzę tu dwie – albo będzie to kolejna martwa regulacja, którą się po prostu obchodzi i w ramach korzystania z przepisów przejściowych 20-letni dzikarz stanie się standardem na zbiorówce, albo osoby pragnące być uczciwe i postępować w zgodzie z przepisami dadzą sobie święty spokój z psami na polowaniu.
 
W swoim poprzednim tekście nikogo nie dotknęłam personalnie, bo chodziło mi o rozwiązania systemowe i krytykę dotychczasowych praktyk, a nie czepianie się konkretnych ludzi, wymienionych z imienia i nazwiska. Z pokorą przyjmuję wszelką krytykę, nawet wyrażaną ostrymi słowami, dopóki rozmawiamy merytorycznie. Tak też zachowała się zdecydowana większość osób, za co serdecznie dziękuję. Za niedopuszczalny uważam jednak wpis zawierający wyssane z palca pomówienia pod moim adresem, jakobym żyła z pseudohodowli. W swoim tekście jasno i wyraźnie napisałam, kim jestem i jakiego mam psa. Uważam to za tym bardziej nie do przyjęcia, że autorka wspomnianego komentarza zasiada w komisji etyki i kultury łowieckiej przy warszawskim ZO PZŁ (sic!). Powinna zdawać sobie sprawę, że następnym razem, publicznie pomówiwszy kogoś o prowadzenie nielegalnej działalności, może trafić na osobę mniej wyrozumiałą niż ja i skończy się to dla niej procesem o zniesławienie, czego oczywiście nie życzę.
 
Z nieustającym myśliwskim pozdrowieniem: Darz Bór!
Barbara Kitlińska,
Fot. ADP

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.