Greenpeace i „Niech Żyją!” nie negują odstrzału dzików, ale…
Luty 22
15:55
2019
Wydrukuj
– My nie jesteśmy przeciwni (…) skutecznej walce z ASF-em i redukcji populacji dzika w takim stopniu, który rzeczywiście będzie uzasadniony naukowo. Nieprzemyślany, niepotrzebny masowy odstrzał to jest to, czemu jesteśmy przeciwni. Dla nas bardzo ważna jest też kwestia (…) biernego nadzoru, czyli znajdywania martwych dzików w lasach, w którym mogłoby uczestniczyć społeczeństwo – mówiła Marta Grundland z Greenpeace Polska podczas wspólnego posiedzenia sejmowych komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, które odbyło się 19 lutego. W jego trakcie została przedstawiona informacja resortu środowiska o działaniach ograniczających liczebność dzików.
O tym, że odstrzał tego gatunku nie może być prowadzony w sposób skrajnie drastyczny, czyli skutkujący depopulacją, przekonywał również Tomasz Zdrojewski z koalicji „Niech Żyją!”. Obecna na spotkaniu strona społeczna zgodnie z utartą retoryką wskazywała na niezachowanie właściwej hierarchii czynności podejmowanych w walce z ASF-em. Na pierwszym miejscu powinna stać bioasekuracja (stąd zgłoszone przez aktywistów oczekiwanie wdrożenia pełnej rekompensaty zabezpieczania gospodarstw – w planach na ten rok rząd przewidział dotację w wysokości 50%), na drugim – zbieranie i utylizacja padłych dzików, dopiero na trzecim zaś – odstrzał dzików.
Tymczasem w Polsce w opinii działaczy koncentrujemy się wyłącznie na ostatnim z wymienionych działań, które mimo sporego strumienia środków finansowych nie odbywa się zgodnie z zasadami. Na udowodnienie tej tezy zaprezentowano dokumentację zebraną w ramach monitoringu społecznego polowań (a nie ich blokowania, jak prostowała Anna Gdula z fundacji Lex Nova, działającej ramach koalicji „Niech Żyją!”). Dowodzi ona nieprzestrzegania wymogów sanitarnych zarówno przez myśliwych, jak i przez lekarzy weterynarii. Zarzucano także organizowanie zbiorówek w tzw. strefach cichych polowań, gdzie nie powinny się one odbywać (później reprezentujący ZG PZŁ Marek Pudełko wyjaśnił jednak, że zbiorówki mogą się tam odbywać w określonym zakresie i za zgodą powiatowego lekarza weterynarii). Z jednej strony padały argumenty o przeganianiu dzików wskutek polowań zbiorowych, co ma prowadzić do rozprzestrzeniania się choroby, a zwierzęta nie niepokojone – tłumaczyła Inga Lechowska z fundacji Animal Rescue Poland – prowadzą osiadły tryb życia. Z drugiej strony zaś wnoszono o rozszerzenie programu poszukiwania padłych dzików na wszystkich obywateli oraz odpowiednie (wyższe niż obecnie) dotowanie tych działań. Raz wytykano lekarzom weterynarii łamanie wymogów bioasekuracji, a za chwilę postulowano nałożenie na nich obowiązku kontrolowania pod tym kątem przebiegu polowań zbiorowych. Te dwie kwestie stanowiły część postulatów ze stanowiska koalicji „Niech Żyją!” (organizacje zrzeszone w jej ramach oczekują ponadto natychmiastowego zatrzymania masowych odstrzałów dzików i przywrócenia okresów ochronnych dla loch).
Poseł Dorota Niedziela (PO) wnosiła z kolei o stworzenie specjalnych grup fachowców przy powiatowych inspektoratach weterynarii, które zajmowałyby się wyłącznie zwalczaniem chorób zakaźnych zwierząt. Jednocześnie zwróciła jednak uwagę na kadrowo-finansową zapaść w Inspekcji Weterynaryjnej, która paraliżuje możliwości realizacji podstawowych obowiązków przez ten organ (wywiad na ten temat z Jackiem Łukaszewiczem, prezesem Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej, ukaże się w marcowej BŁ).
Pewien rozdźwięk powstał także w kwestii uznania naukowych autorytetów, które powinny się zajmować przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się ASF-u. Zoolog prof. Andrzej Elżanowski z Uniwersytetu Warszawskiego jednoznacznie ocenił, że do tego grona nie zalicza się PIWet-PIB w Puławach. Zasugerował, że pracownicy tego ośrodka nie są fachowcami od epidemiologii i ekologii dzików. Odwołał się też do jednej z dyrektyw europejskich z 2002 r., zgodnie z którą walka z chorobą wymaga powoływania komisji z udziałem biologów specjalizujących się w populacjach dzikich ssaków. Zdaniem prof. Elżanowskiego bez nich dalej będziemy zmierzać w niewłaściwym kierunku.
Na spotkaniu nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć silnego podkreślania zaleceń, które w zakresie przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się ASF-u wydaje Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Bartosz Kwiatkowski z Fundacji Frank Bold argumentował, że skupiamy się na odstrzałach, całkowicie ignorujemy zaś bierny nadzór (tj. zbieranie padłych dzików), chociaż EFSA mówi, że to najskuteczniejsza metoda, jaką należałoby prowadzić w ogniskach choroby, a dzięki temu można całkowicie wyeliminować potrzebę odstrzału. Później, głównie ze strony rolników, padały stwierdzenia, że chore dziki umierają w cierpieniu, a przecież odstrzał ma tego oszczędzać. Wytykali oni ponadto, że wybijanymi świniami działacze się nie przejmowali. Natomiast Bartosz Kwiatkowski, jak się zdaje słusznie, zdiagnozował zaniedbania legislacyjne oraz chaos informacyjny wywołany decyzjami o odstrzale dzików na przełomie roku. Na ten aspekt zwracali uwagę również myśliwi, na których w styczniu br. spadł obowiązek realizacji rządowych wymogów.
Sprawy związane z zaleceniami unijnymi uporządkował obecny na posiedzeniu dyrektor PIWet-PIB w Puławach prof. Krzysztof Niemczuk. W swojej wypowiedzi świadomie zignorował on wcześniejsze podważanie kompetencji kierowanej przez siebie instytucji. Przede wszystkim jasno stwierdził, że zwalczanie ASF-u w Polsce opiera się na czterech (a nie trzech) filarach, które mają jednakowe znaczenie. Są to nie tylko bioasekuracja, odstrzał i identyfikacja padłych dzików, lecz także kontrola granic. Realizacja wszystkich wymienionych działań w tym samym czasie eliminuje słabe ogniwa mogące prowadzić do rozniesienia wirusa.
Krzysztof Niemczuk odwołał się również do zaleceń Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, z których wynika, że ryzyko związane z dzikami i ludźmi trzeba traktować równorzędnie, szczególnie uwzględniając wciąż nierozpoznane drogi transmisji wirusa. Dyrektor PIWetu potwierdził zarazem, że EFSA nie podaje progowej wartości zagęszczenia pozwalającej zatrzymać ASF, zaleca natomiast możliwie maksymalne zmniejszenie liczebności w rejonach objętych występowaniem choroby oraz narażonych na jej pojaw. Ustosunkował się również do stwierdzeń polujących hodowców trzody chlewnej, którzy przez obostrzenia sanitarne nie poradzą sobie samodzielnie z dzikami. Zdaniem prof. Niemczuka 72-godzinny odstęp między polowaniem a wejściem do chlewni to ustalony badaniami czas, kiedy wirus może się utrzymywać na nieodkażonym ubraniu. Dyrektor PIWetu poinformował wreszcie, że poddano analizom studyjnym stosowanie do kontroli liczebności dzików związków hormonalnych oraz trującego azotynu sodu. W UE te środki są jednak prawnie zakazane z uwagi na duże zagrożenie dla innych ssaków.
W posiedzeniu komisji wzięli udział również hodowcy trzody chlewnej, wśród których nadal nieodosobniony był pogląd o konieczności całkowitego wybicia dzików w Polsce. Aktywistów utrudniających realizację polowań oskarżali zaś o działanie na szkodę rolników. Z kolei reprezentanci PZŁ zapewniali o otwartości na współpracę, również przez organizowanie wspólnych – także z udziałem zainteresowanych działaczy na rzecz ochrony zwierząt – poszukiwań padłych dzików.
Jeszcze na wstępie posiedzenia minister Henryk Kowalczyk odniósł się do informacji ujawnionych na – jak to ujęli aktywiści – taśmach ze spotkania z łowczymi okręgowymi w grudniu ub.r. Tłumaczył, że skoordynowane polowania zostały niesłusznie odebrane jako masowe. Ich najistotniejszy cel polegał natomiast na rozdzieleniu populacji w rejonach występowania ASF-u od tej wolnej od choroby. Szef resortu stwierdził także, że w podejmowanych decyzjach opiera się na autorytetach naukowych, które bezpośrednio zajmują się zwalczaniem ASF-u, czyli reprezentantach PIWet-PIB w Puławach. Wiceminister środowiska Małgorzata Golińska, poniekąd odpowiadając na postulat prof. Andrzeja Elżanowskiego, zapewniła z kolei, że autorzy głośnej petycji ws. odstrzału dzików, sygnowanej przez kilkuset reprezentantów świata nauki i złożonej na ręce premiera Mateusza Morawieckiego, zostaną zaproszeni do udziału w kierowanej przez nią grupie roboczej ds. monitorowania i zwalczania afrykańskiego pomoru świń u dzików.
Konkluzją spotkania, wygłoszoną zarówno przez poseł Dorotę Niedzielę, jak i przez prowadzącego posiedzenie posła Stanisława Gawłowskiego (PO), była konieczność współpracy wszystkich stron zainteresowanych walką z ASF-em. O tym również mówią naukowe rekomendacje, choć akurat to zalecenie pojawia się w debacie publicznej chyba najrzadziej. Tylko czy ta współpraca jest możliwa przy nadal skrajnych i wykluczających się oczekiwaniach oraz – jak widać – różnym postrzeganiu autorytetów naukowych?
Red., Fot. Creaturart/Fotolia