strona główna

Aktualności

Niech nam ryją sto lat!

Niech nam ryją sto lat!
Styczeń 10 11:10 2019 Wydrukuj

„Niech ryją”, „Dzik jest dziki, PiS jest zły”, „Stop rzezi dzików”, „Dzikobójstwo” czy „Niech na drzewo zmykają ministrowie” (parafraza znanej rymowanki Jana Brzechwy) – to główne hasła, które pojawiały się podczas manifestacji pod nazwą „STOP rzezi dzików! Nie strzelajcie do matek i dzieci!” (miała ona dotyczyć też odstrzałów żubrów, ale ten temat zszedł na boczny tor), spontanicznie zorganizowanej pod sejmem w środę 9 stycznia pod szyldem Partii Zieloni. Był to pierwszy taki protest z kilku zapowiedzianych na najbliższe dni w dużych miastach Polski.

 
Między zgromadzonymi krążyła makieta dzika, niesiona w rytm tradycyjnej melodii „Sto lat, sto lat, niech ryją, ryją nam”. Każdy mógł pozostawić na niej autorskie hasło broniące życia tych zwierząt. Obecnym towarzyszyło poczucie sprawczości – dzięki obywatelskiej aktywności udało się wpłynąć na działania w Puszczy Białowieskiej, uporać się z „lex Szyszko”, a teraz przyszedł czas na ratowanie dzików.
 
Z mównicy padały także żądania dymisji ministrów rolnictwa i rozwoju wsi oraz środowiska. Zdaniem organizatorów protestu pierwszy z nich zainicjował szkodliwe decyzje o redukcji dzików, drugi zaś jest tylko ich wykonawcą. Nie uznano jednak za właściwe hasła „Polityka precz od dzika”, środowiskiem powinni się bowiem zajmować odpowiedni parlamentarzyści. Swoją obecnością zaszczycili zgromadzonych wrażliwi na los zwierząt Andrzej Rozenek (SLD) i Ewa Lieder (Nowoczesna). Wskazywali oni nie tylko na potencjalnie szkodliwe dla przyrody konsekwencje eliminacji dzików, lecz także na dalekie od oczekiwań (a wręcz nieważne) zmiany w procedowanym właśnie projekcie nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt (domagano się m.in. wprowadzenia zakazów hodowli zwierząt futerkowych i uboju rytualnego). Mówiono też o zmanipulowaniu rolników, którzy zamiast prowadzić bioasekurację gospodarstw, uwierzyli, że należy wybić dziki. Tymczasem realizacja założeń depopulacji tego gatunku ma zagwarantować PiS-owi sukces wyborczy w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Cytowano również opracowanie prof. Zygmunta Pejsaka, który miał napisać, że uporanie się z ASF-em może nastąpić bez jednego wystrzału, właśnie dzięki właściwemu zabezpieczeniu hodowli trzody chlewnej. W tym miejscu warto przytoczyć fragment stanowiska Rady Krajowej Partii Zieloni ws. sposobów zwalczania epidemii ASF-u: „Długofalowo należy rozważyć stopniowe wygaszanie hodowli świń jako metody produkcji żywności. (...) Świadomość żywieniowa ludzi rośnie i coraz więcej osób przechodzi na odżywianie się roślinami, a dla pozostałych wkrótce dostępne będzie mięso wytworzone laboratoryjnie. Hodowla tzw. trzody chlewnej to przeżytek”.
 
Do tłumu przemówiła także reprezentantka ruchu feministek. Zapewniała, że zawsze są one z Zielonymi i ze zwierzętami, a w razie konieczności wyjdą w ich obronie na ulicę. Zachęciła też do wyjeżdżania do lasów już od najbliższej soboty i „blokowania wszystkich morderstw”. Do tej samej formy aktywności nakłaniała znana lekarz weterynarii Dorota Sumińska. Argumentowała, że planowane polowania wielkoobszarowe to znęcanie się nad zwierzętami, co powinno być karane na mocy ustawy o ochronie zwierząt. Natomiast reprezentantka Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego (to nowa nazwa Warszawiaków przeciw Myśliwym, którzy podobnie jak inne grupy wycofują się z powiązań z ruchem Ludzie przeciw Myśliwym po uprawomocnieniu się wyroku skazującego jego założyciela Rafała Gawła) zachęcała do przyłączania się do podobnych grup działających we wszystkich większych miastach kraju, które organizują weekendowe spacery po lesie. – Zwierzęta nie giną na Facebooku – mówiła. Zapewniała też, że członkowie tych grup mają know-how i wiedzą, jak takie wypady organizować. Zastrzegła jednak, że trzeba wstać nieraz nawet o 4 rano. – Każdy, kto ma pomysł strzelać do loch z pasiakami, powinien sam włożyć pasiak i trafić tam, gdzie trzeba – powiedział ktoś z mównicy. Dodano, że zwierzęta to nie nasi bracia mniejsi, tylko bracia, którzy mają takie same potrzeby i prawa jak ludzie.
 
Myśliwi są w tej sprawie dość podzieleni – zauważyła jedna z uczestniczek protestu. – Widzieliście to oświadczenie? – pytała o szeroko nagłośniony list Marka Porczaka z KŁ „Ostoja” w Jarosławiu. – Ale jak za taką lochę dostają 650 zł, to strzelają – zripostowała druga. Rozmowę przerwali aktywiści przeciskający się z dziczą kukłą. Bojkot decyzji ministra przez myśliwych został zasygnalizowany podczas protestu, ale bez wielkiej egzaltacji. – Tylko nasz opór na ulicach działa – grzmieli aktywiści.
 
Szkoda tylko, że para poszła w gwizdek. Żadnej rzezi dzików nigdy być nie miało, a protest wziął się ze zwykłej dezinformacji i braku jasnych komunikatów ze strony ministerstw i PZŁ, które teraz próbują wybrnąć z wprowadzonego zamieszania. Co nie znaczy, że głośno wyrażony przez myśliwych bunt przeciwko nieprzemyślanym decyzjom i sposobowi, w jaki próbowano nakłonić do ich realizacji, był niepotrzebny. Dotykał jednak zupełnie innego problemu niż ten, nad którym trapili się manifestanci.
 
Tekst i zdjęcia ADP

Galeria

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.