Hipokryzja wg Andrzeja Kruszewicza, czyli w czym polowanie jest lepsze od rzeźni
Lipiec 03
15:15
2017
Wydrukuj
Czy zabijanie zwierząt jest słuszne? Jeżeli tak, to jak daleko możemy się posunąć? Jeżeli zaś nie, to czy rezygnacja ze spożycia mięsa stanowi uczciwe i nieobciążające środowiska rozwiązanie? Andrzej G. Kruszewicz, weterynarz, podróżnik, wieloletni dyrektor Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie i autorytet w dziedzinie ornitologii, oddaje w ręce czytelników książkę, w której piętnuje coraz silniej antagonistyczne postawy zwolenników i przeciwników zabijania zwierząt. Prezentuje w niej bowiem w szerokim ujęciu powiązania rozwijającego się społeczeństwa z przemysłem mięsnym, od których trudno się nam całkowicie odżegnać.
Rozprawia się też z przekonaniami osób wyrażających sprzeciw wobec zabijania i wykorzystywania zwierząt, zwracając uwagę na towarzyszącą im krótkowzroczność oraz niewiedzę. Czy bowiem wegetarianin jedzący ryby i jaja nie przyczynia się do udręki naszych braci mniejszych w takim samym stopniu co zdeklarowany mięsożerca? Czy można usprawiedliwiać zabijanie zwierząt w rzeźniach i jednocześnie moralnie deprecjonować polowanie lub ubój gospodarczy? W rzeczywistości każdy z nas – ekolog, aktywista, a nawet myśliwy – odciska równie uciążliwe piętno w środowisku, czyni to jedynie w nieco odmienny sposób. Choć rzeczywiście przeciętny zjadacz steków wołowych szkodzi dużo bardziej niż amator dziczyzny. Z kolei społeczności miejskie, szczególnie epatujące bezkrytycznym sprzeciwem wobec zabijania żywych istot, który ma być dowodem ich proekologicznej postawy (lub drogą do zagwarantowania sobie spokojnego sumienia obarczonego konsumpcjonizmem), w rzeczywistości na co dzień drastycznie i w skoncentrowany sposób obciążają otoczenie przyrodnicze. Jak pisze Kruszewicz, chodzi jednak nie o to, aby się nawzajem krytykować i zwalczać, tylko o to, by obdarzać te – wydawałoby się – skrajne poglądy szacunkiem na zasadach wzajemnego współistnienia. Zabijanie stanowi nieodłączny element naszej cywilizacji. I będzie nam towarzyszyć. Czy w formie wielkoprzemysłowej, czy „chlewikowej” – to zależy tylko od nas. Sami kształtujemy swoje menu i podejmujemy wybory przy sklepowej półce.
Książka Kruszewicza nie jest, wbrew pozorom, pochwałą łowiectwa. Autor identyfikuje również niektóre mankamenty tej działalności. Ba, nawet wieszczy rychły jej koniec w dotychczasowej postaci (czyż nie zwiastuje tego zamiar totalnego uchylenia zasad etycznych w związku z ASF-em?). Nie będzie on, oczywiście, oznaczał, że przestaniemy regulować liczebność dzikich zwierząt. Odarcie naszej pasji z tradycji sprowadzi jednak łowiectwo do czystej „deratyzacji”.
Kruszewicz wieloaspektowo diagnozuje u ludzi tytułową hipokryzję, niespójność zasad moralnych, związaną z poszczególnymi grupami zwierząt – naszymi domowymi pupilami oraz zwierzętami gospodarskimi, laboratoryjnymi, trzymanymi w ogrodach zoologicznych czy cyrkach. Wskazuje na relatywizację życia zwierząt w zależności od ich znaczenia dla człowieka. Charakteryzuje też typowe postawy wobec ich świata, które towarzyszą rozwiniętym, zamożnym i sytym społeczeństwom, oraz poświęca uwagę dietom i filozofiom życiowym, w tym głośnemu ostatnio bambizmowi. Jak pisze Kruszewicz, punkt widzenia zmienia się pod wpływem tego, czy mamy co włożyć do garnka. Zauważa także, że zapełnienie żołądka przez wegetarian również powoduje duże koszty ekologiczne związane z dostarczeniem roślinnego pokarmu. Nikt z nas nie jest bez winy.
„Hipokryzja. Nasze relacje ze zwierzętami” to książka, z którą powinien się zapoznać każdy, komu leży na sercu nie tylko los zwierząt, lecz także troska o środowisko. Dbałość o nie, jak konkluduje Kruszewicz, wymaga połączenia wysiłków nas wszystkich.
Książka (180 stron, oprawa miękka, format 17,6 x 25 cm) ukazała się nakładem Oficyny Wydawniczej Oikos (wydawcy m.in. BŁ oraz dwutygodnika leśników i przyjaciół lasu „Las Polski”). W cenie 49 zł (prenumeratorzy obu pism mogą ją nabyć w zniżkowej cenie 29 zł) jest do kupienia na www.sklep-oikos.pl.
ADP, Fot. Archiwum