Czy nad PZŁ zbierają się czarne chmury?
Październik 04
09:06
2016
Wydrukuj
Ostatnio, mając na względzie wydarzenia dotyczące rozpowszechniania się choroby ASF, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi postuluje rozwiązanie PZŁ, a Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych wystąpiło do premier rządu i prezydenta RP o delegalizację naszego zrzeszenia (wniosek można znaleźć TUTAJ).

Chociaż zanotowane najnowsze przypadki afrykańskiego pomoru świń zostały spowodowane nieprzestrzeganiem zasad bioasekuracji przez rolników, to obarczanie myśliwych winą z jednej strony za rozprzestrzenianie się ASF-u, a z drugiej – za rosnące szkody w uprawach i płodach rolnych z powodu niewykonywania odstrzałów dzików jest chyba nieporozumieniem. Przecież pierwsze restrykcje w ubiegłych latach związane z próbą zahamowania ekspansji tego wirusa dotyczyły właśnie myśliwych. Przez kilka miesięcy na terenach przylegających do miejsc, gdzie znaleziono zwłoki zarażonych dzików, w ogóle zakazano polowań oraz wprowadzono strefy ciszy.
Wygląda na to, że decydenci z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwa Środowiska, jak również ZG PZŁ nie znają wyników raportu naukowego opracowanego na wniosek Komisji Europejskiej przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Według EFSA teoria dotycząca zmniejszenia wielkości populacji do jakiegoś niskiego poziomu przez intensywne polowania w celu ograniczenia zakresu rozprzestrzeniania się wirusa ASF jest wadliwa zarówno z teoretycznego, jak i z praktycznego punktu widzenia. Nie da się bowiem poznać dokładnego granicznego progu liczebności, a tym samym zagęszczenia na jednostkę powierzchni, dla rozprzestrzeniania się wirusa wśród dzików. Reasumując, urząd doszedł do wniosku, że próby znacznego ograniczenia liczebności dziczej populacji mogą się przyczynić do zwiększenia stopnia przenoszenia się wirusa ASF oraz ułatwić jego szerzenie się na danym obszarze, ponieważ intensywne polowania powodują rozpraszanie się watah i pojedynczych osobników.
O nieznajomości tych zasad przez wspomnianych decydentów mogą świadczyć wnioski wysunięte na naradzie dotyczącej działalności związanej z ograniczeniem rozprzestrzeniania się ASF, która odbyła się w siedzibie PZŁ na Nowym Świecie (szczegóły TUTAJ). Oprócz łowczych okręgowych uczestniczyli w niej przedstawiciele MŚ, MRiRW i Głównego Lekarza Weterynarii. Jak stwierdzono, najistotniejszym wnioskiem z tego spotkania było ustalenie, że PZŁ poczyni kroki zmierzające do ograniczenia populacji dzików do 0,5 os./km2 w całym kraju. Uznano, że takie ograniczenie ma stanowić dowód na to, że PZŁ w pełni dostrzega problem i chce podjąć wszelkie możliwe działania – nie tylko narzucone przez państwo – aby ograniczyć rozprzestrzenianie się ASF-u w kraju i wesprzeć polskich rolników w tak trudnym dla nich okresie. Ta decyzja spotkała się z pełnym uznaniem ze strony obecnych podsekretarzy stanu.
Europejskie badania wykazały, że jeżeli pozyskanie (redukcja) zwierzyny czarnej nie osiągnie poziomu co najmniej 65% rzeczywistej populacji, to liczebność nadal będzie rosła. Powstaje pytanie: skoro w rocznych planach łowieckich z roku na rok przewiduje się odstrzał wynoszący ponad 100% stanu wiosennego, a mimo to liczebność populacji corocznie wzrasta, to ile rzeczywiście mamy dzików?
Wróćmy jednak do tytułu niniejszego tekstu. 6 września br. w sukurs atakowanemu PZŁ (czytaj władzom zrzeszenia, a precyzyjniej: przewodniczącemu Zarządu Głównego) przyszedł minister środowiska Jan Szyszko. W wystosowanym liście (TUTAJ) oprócz kilku komunałów wynikających z obowiązującego prawa łowieckiego poinformował, że nie planuje żadnych legislacyjnych zmian tego prawa. Jeden z internautów na portalu lowiecki.pl nazwał to pismo listem miłosnym Szyszki do Lecha Blocha. Mnie osobiście kojarzy się to z popularnym hasłem z czasów PRL-u: „Śpij spokojnie – ORMO czuwa”, które można by sparafrazować jako: „Śpij spokojnie, Szanowny Panie Przewodniczący – ja czuwam”. Czym się kierował zatroskany Jan Szyszko, zapewniając Lecha Blocha, że obowiązujący model łowiectwa jest nie do ruszenia, czyli osoba łowczego krajowego też? Czy na takie stanowisko ma wpływ uczestnictwo w darmowych polowaniach na terenach OHZ-etów ZG PZŁ? Zresztą dotyczy to i innych prominentnych posłów wszystkich opcji, apologetów tego modelu łowiectwa, którzy wszelkimi siłami przepychali przez Sejm tylko zapisy umacniające władze naczelne zrzeszenia, a pozbawiające samodzielności i samorządności koła łowieckie. Należy pamiętać, że to na wniosek posła Jana Szyszki sejmowa Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa odrzuciła w całości senacki projekt zmieniający ustawę Prawo łowieckie, wynikający z wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który normował m.in. nienormalne stosunki w zrzeszeniu, i procedowała projekt przygotowany na Nowym Świecie.
Wspomniany czołobitny list daje dużo do myślenia. Z drugiej zaś strony z półtorarocznej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa TW Kazimierza jasno wynika, że organizowane przez niego polowania zbiorowe dostarczały służbom niebagatelnych informacji o uczestniczących w nich osobach.
Wydaje się, że rozwiązanie lub delegalizacja PZŁ nie ma postaw prawnych, ale wprowadzenie Zarządu Komisarycznego na pewno wyjaśniłoby wiele spraw związanych z funkcjonowaniem zrzeszenia.
Imię i nazwisko autora do wiadomości redakcji, fot. johan10/Fotolia
Tekst został opublikowany w rubryce "Zdaniem myśliwego" w BŁ nr 10/2016.