strona główna

Aktualności

Prawda o upolowaniu lwa Cecila

Październik 22 13:52 2015 Wydrukuj

Zabicie lwa Cecila w Zimbabwe przez amerykańskiego dentystę na początku lipca br. wywołało liczne dyskusje w mediach. W październikowym numerze BŁ opublikowaliśmy artykuł Jana Delonga, w którym autor wyraża stanowisko Polskiego Klubu Safari na temat polowań w tym afrykańskim kraju. Zachęcamy do zapoznania się z nim.
 
W ostatnim czasie obserwujemy agresywną kampanię przeciwników łowiectwa opartą na doniesieniach o ustrzeleniu lwa Cecila w Zimbabwe. Jestem przekonany w stopniu graniczącym z pewnością, że dziennikarze i inne osoby, które piszą na ten temat, nie mają dokładnych informacji o polowaniach w tym kraju. Nigdy nie byli ani tam, ani w Parku Narodowym Hwange. Czuję się więc w obowiązku przedstawić kilka faktów związanych z tą sprawą. Dodam również, że sporo polskich myśliwych polowało we wspomnianych okolicach.

Historia Parku Hwange sięga pierwszej połowy XX w. Należy on do największych parków Afryki i zajmuje powierzchnię ponad 14,5 tys. km². Rozciąga się od miasta Bulawayo do Wodospadów Wiktorii. Łowy są tam zakazane, a porządku pilnuje służba parkowa, dobrze wyposażona w urządzenia techniczne przeznaczone do tego celu. Wokół Parku rozciąga się tzw. strefa fotograficzna (ang.
photographic area), gdzie także nie wolno polować. Stanowi ona ochronne pasmo Parku (po polsku – otulina parku). Nie jest to już jednak Park Narodowy Hwange i ludzie prowadzą tam działalność gospodarczą, taką jak wyrąb drzewa, uprawa ziemi czy hodowla zwierząt. W dodatku z roku na rok zwiększa się tam ruch samochodowy i pieszy. Jeśli więc zwierzę lub grupa zwierząt opuści teren Parku, a potem wspomnianą strefę, to można je legalnie upolować.

W ostatnich latach w Parku Hwange obserwuje się nadmiar zwierząt, szczególnie tych dużych, takich jak lwy, słonie i bawoły. Jest więc rzeczą zupełnie naturalną, że starsze, silniejsze osobniki oraz całe grupy zorganizowane w stada spychają mniejsze grupki i pojedyncze sztuki do granic, a następnie poza nie. Z tego powodu w poprzednich latach wydawano licencje na polowania redukcyjne również w samym Parku. Są one jednak znacznie droższe i praktycznie wykorzystują je arabscy szejkowie, osoby z arystokratycznych rodów europejskich, a także bogaci Amerykanie i Rosjanie. Istnieją specjalne procedury pozyskania takich licencji i niektórzy organizatorzy safari mają do nich dostęp.

Na podstawie tego, co już napisałem, pozwolę sobie stwierdzić, że lew Cecil nie opuścił swoich lwic oraz swojego terytorium dobrowolnie lub „podstępnie zwabiony”. Jeśli tak zrobił, to dlatego, że został zmuszony przez innego, młodszego, lecz silniejszego samca lub kilka samców po walce. Cała grupa lwów opuszcza bowiem swoje terytorium tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia. Praktycznie są tylko dwa powody: brak pokarmu lub wypędzenie przez silniejszą grupę.

Problematyczne polowanie w rzeczywistości odbywało się poza Parkiem Narodowym Hwange, a dokładnie – w Gwayi River Conservancy. Opisy, jakoby przewodnicy oraz PH (zawodowy myśliwy) wywabili Cecila z Parku, są wyssane z palca i zupełnie nierealne. Lwice zawsze strzegą swojego lwa. Sytuacja zmienia się w chwili, gdy po stoczonej walce ten przegrywa i odchodzi. Stado samic przejmuje zwycięzca, młode zaś wkrótce zostają przez niego zagryzione.

Grupę lwic Cecila, w czasie kiedy został zastrzelony, z największym prawdopodobieństwem przejął inny dominujący samiec, a zatem pozostawienie go przy życiu nic by nie zmieniło. Wyjście z Parku Hwange oraz opuszczenie strefy fotograficznej potwierdza ten scenariusz.
Tak dzieje się w przyrodzie od zawsze i będzie się działo w przyszłości. Trzeba też dopowiedzieć, że znacznie więcej zwierząt wyniszczają kłusownicy stosujący rozmaite metody. Nielegalne zabicie słonia w celu zdobycia kłów (można je kupić w cenie 50 dolarów za kg) wciąż jest w Zimbabwe na porządku dziennym.

Cecil został pozyskany z łuku bloczkowego przez amerykańskiego myśliwego łucznika Waltera Palmera, dentystę z Minnesoty. Polowanie było legalne, łowca miał odpowiednie uprawnienia i licencję na odstrzał lwa. Dopiero gdy rozpętała się nagonka, władze w Zimbabwe, a także agencja rządowa Zimbabwe Conservation Task Force pod ogromną presją mediów zaczęły przebąkiwać coś o legalności tych łowów. Ich przebieg stał się też przedmiotem krytyki z uwagi na czas (od pierwszego celnego strzału do momentu dojścia zwierza minęło 40 godzin). Należy jednak podkreślić, że dochodzenie rannego lwa w buszu nigdy nie jest rzeczą łatwą. Bardzo często rolę myśliwego przejmuje postrzałek.

Opinia publiczna sądzi, iż zostanie złożony wniosek o ekstradycję Waltera Palmera. Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, ale dla mediów wystarczy i pasuje do scenariusza. Nie pasuje do niego natomiast fakt, że Cecil był monitorowany przez znaną amerykańską uczelnię, a ta nie poinformowała nikogo, że lew opuścił Park. Na ten temat media milczą. Kolejne doniesienia w tym zakresie można śledzić na stronie: www.zimparks.org. Polowanie zorganizowali firma Bushman Safaris i zawodowy myśliwy Theo Bronkhorst. Odbyło się ono na terenie prywatnej farmy Antoniette zlokalizowanej w Gwayi Conservancy w dystrykcie Hwange, której właścicielem jest Honest Ndlovu. Obaj mężczyźni złożyli wyjaśnienia w sądzie. Theo Bronkhorst został obwiniony za niedostateczny nadzór nad polowaniem i zwolniony za kaucją 1 tys. dolarów. Właściciel farmy nie usłyszał żadnych zarzutów.


Jan Delong, strażnik praw Polskiego Klubu Safari

 

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.