strona główna

Aktualności

Szkolenia weterynaryjne myśliwych - czy konieczne?

Maj 28 15:59 2013 Wydrukuj

W ostatnim czasie sporo kontrowersji wywołała kwestia szkolenia z zakresu oględzin tusz pozyskanej zwierzyny. Zgodnie z interpretacją niektórych wojewódzkich lekarzy weterynarii każdy myśliwy powinien zostać przeszkolony w tej dziedzinie. W przeciwnym razie, aby możliwe było wypełnienie wymaganego oświadczenia, w polowaniu musiałaby mu towarzyszyć osoba z uprawnieniami, która mogłaby ocenić zachowanie się zwierzyny przed strzałem oraz wypełnić stosowny dokument. Przyjęcie takiego założenia wiąże się ze znacznymi ograniczeniami co do praktycznych możliwości wykonywania polowania indywidualnego.

Stanowiska ZO PZŁ w tej sprawie są zróżnicowane. Większość z nich szkoli myśliwych w miarę zapotrzebowania. O wyjaśnienie problemu poprosiliśmy więc Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. – Wszystko jest jasno wskazane w przepisach UE – mówi Aneta Klusek z Departamentu Bezpieczeństwa Żywności i Weterynarii. – Nie ma potrzeby, żeby przeszkoleni byli wszyscy myśliwi. Zgodnie z Rozporządzeniem (WE) nr 853/2004 Parlamentu Europejskiego i Rady wystarczy jeden lub kilku z„zespołu łowieckiego”. Pozyskaną tuszę należy w takiej sytuacji każdorazowo okazywać przeszkolonemu myśliwemu, który na podstawie wywiadu z polującym wypełnia część poświęconą zachowaniu się zwierzyny przed strzałem – wyjaśnia. Takie rozumienie przepisu nie budzi żadnych obiekcji. Nie zmienia to oczywiście faktu, że PZŁ powinien zachęcać do odbycia szkolenia „weterynaryjnego” jak największą liczbę myśliwych.

Spojrzenie Inspekcji Weterynaryjnej jest nieco ostrzejsze, choć nie do końca jednoznaczne. –
Stanowisko ministerstwa wynika z bezpośredniej interpretacji przepisów i zgadzam się z nim, jednak sposób wypełnienia oświadczenia wskazuje, że powinna to zrobić osoba biorąca udział w polowaniu – komentuje Jarosław Naze, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii, uwydatniając zarazem niedoskonałość takiego postępowania oraz konieczność doprecyzowania procedur.
Osoby podpisujące oświadczenie powinny być pewne co do wiarygodności myśliwego i mieć świadomość odpowiedzialności za to, co parafują. Zdarza się, że w punktach skupu często oddalonych od łowiska o wiele kilometrów dokumenty są wypełniane przez osoby uprawnione, ale nieznające sytuacji w momencie pozyskania zwierząt. Poświadczenie nieprawdy oparte na zaufaniu do drugiego człowieka może mieć przykre konsekwencje – przestrzega dr Naze. – Ja nie podpisałbym takiego zaświadczenia, gdybym na własne oczy nie widział zachowania się zwierzęcia – dodaje.

Inspekcja weterynaryjna nie ma jednak uprawnień do kontrolowania myśliwych, a to, czy podpisujący uczestniczył w polowaniu, czy też nie, jest trudne do zweryfikowania. Po co się więc upierać przy interpretacji, której nijak nie da się wyegzekwować? Nie ulega wątpliwości, że szkolenia przyczynią się do zwiększenia świadomości w zakresie ryzyka chorobowego związanego z dzikimi zwierzętami, ale czy rzeczywiście każdemu myśliwemu potrzebny jest kurs, by móc stwierdzić, że zachowanie się zwierzęcia było niezwyczajne?

Jarosław Naze argumentuje, że to właśnie osoby polujące są pierwszym ogniwem w kontakcie z ewentualnym zagrożeniem i to od ich szybkiej reakcji zależą możliwości działania służb weterynaryjnych zmierzające do zatrzymania epizoocji. Zwierzęta dzikie, jak podkreśla, są nośnikiem najniebezpieczniejszych chorób i zachodzi potencjalne ryzyko ich wystąpienia na terenie kraju. U naszych wschodnich sąsiadów notuje się pomór świń, który po przedostaniu się do Polski mógłby spowodować ogromne straty ekonomiczne, z restrykcjami dotyczącymi eksportu włącznie.

Dr Naze zwraca także uwagę, że nadzór nad obrotem dziczyzną pozostawia wiele do życzenia, choćby w zakresie pełnej identyfikacji łańcucha dostaw i możliwości dotarcia bezpośrednio do myśliwego, który zwierzę pozyskał. A ma to znaczenie ze względu na bezpieczeństwo żywności. Zapowiada ponadto, że w najbliższym czasie zostaną podjęte kroki, aby kwestie szkoleń myśliwych jasno doprecyzować.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że radykalne stanowisko Głównego Lekarza Weterynarii ma związek z nagłośnionymi przez media nieprawidłowościami w obrocie mięsem, występowaniem włośnicy u dzików oraz wdrożonym przez Inspekcję Weterynaryjną programem „Zero tolerancji”. Co więc mają zrobić myśliwi? Chyba najlepiej będzie wziąć sobie do serca słowa z piosenki Wojciecha Młynarskiego – po prostu „róbmy swoje”.

KZam

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.