strona główna

Aktualności

Koniec polowań na pióro?

Marzec 01 14:27 2013 Wydrukuj

Działania koalicji „Niech żyją” zataczają coraz szersze kręgi. Zaczęło się w 2007 r. od niegroźnej kampanii „Kaczki dla dzieci, nie dla myśliwych”, która nie odbiła się zbyt głośnym echem ani w środowisku obrońców przyrody, ani tym bardziej wśród pasjonatów łowiectwa. Po konferencji prasowej zorganizowanej 11 stycznia br. w warszawskiej siedzibie Polskiej Agencji Prasowej z udziałem przedstawicieli ogólnopolskich mediów akcja nabrała jednak rozgłosu.

Koalicja „Niech żyją”, za której powstaniem stoi m.in. Zenon Kruczyński, ma na celu wstrzymanie polowań na 13 gatunków ptaków – wszystkich spośród znajdujących się na liście zwierząt łownych (nazwanych na potrzeby kampanii „pechową trzynastką”). – Wystarczy do tego jeden podpis ministra środowiska, nie potrzeba nawet zmian ustawowych – argumentują aktywiści. Prace nad stworzeniem popartego naukowo wniosku o skreślenie dzikich ptaków z listy zwierząt łownych wciąż trwają, już dziś można natomiast podpisać stosowną petycję.

Inicjatywę poparli również prof. Ewa Symonides z Instytutu Biologii UW, publicysta Szymon Hołownia, dziennikarz Adam Wajrak oraz aktorki Agata Buzek i Maja Ostaszewska – a więc autorytet naukowy i osoby publiczne, które wywierają wpływ na kształt opinii społecznej.

Przytaczane przez „Niech żyją” argumenty przeciwko polowaniom na ptactwo są łatwe do przewidzenia, ale zarazem bardzo nośne medialnie: ptaki mają naturalnych drapieżników na każdym etapie swojego życia (nie zachodzi więc potrzeba kontrolowania ich populacji), nie wyrządzają szkód rolniczych (a nawet jeśli, to są one marginalne), ich mięso nie ma zaś żadnego znaczenia gospodarczego. Spot promocyjny koalicji sugeruje odstrzelenie bielika z narodowego godła – to nawiązanie do przypadków strzelania do ptaków drapieżnych.

Podnoszona jest ponadto kwestia niskiej skuteczności polowań na pióro. – Według oficjalnych statystyk PZŁ jego członkowie strzelają rocznie 140 tys. ptaków. Uważamy, że w rzeczywistości jest to liczba bliższa 700 tysiącom. Większość nie ginie od razu, tylko zostaje raniona i umiera w ciągu kilku następnych godzin, dni, a nawet miesięcy – informował Arkadiusz Glaas ze stowarzyszenia Ptaki Polskie. Nie mogło też zabraknąć kluczowego zarzutu o wprowadzaniu przez myśliwych do środowiska olbrzymich ilości toksycznego ołowiu (według przedstawionych szacunków nawet ok. 600 ton rocznie).

Co ciekawe – jak przekonywał Kruczyński – zadaniem kampanii nie jest walka z myśliwymi (choć uważa, że kres łowiectwa prędzej czy później z pewnością nadejdzie). – Chcemy żywych, bezpiecznych ptaków w Polsce – mówił. Zdaniem prof. Symonides przy tej okazji należałoby podjąć próbę skierowania łowiectwa na inne tory. Jego podstawowym celem powinno być wspomaganie ochrony środowiska i to pod dyktando natury należałoby prowadzić odstrzały dziko żyjących zwierząt. Ktoś musi przecież redukować populacje gatunków obcego pochodzenia, a dziś myśliwi wcale się do tego nie palą. Za to w imię dziwnej tradycji strzelają do słonek dla piórka, które stanowi ozdobę ich kapeluszy. – Polska ma piękną kartę, jeśli chodzi o ochronę przyrody. Jako pierwszy kraj na świecie wprowadziliśmy ochronę kozicy i świstaka, i to z pobudek innych niż gospodarcze. Mamy szansę po raz drugi wystąpić ze szlachetną inicjatywą, tym razem niezabijania dziko żyjących ptaków bez potrzeby – spuentowała pani profesor.

Czy zapowiadają się epokowe zmiany? No cóż, kształtowanie wizerunku łowiectwa kuleje. Nie ulega wątpliwości, że mamy w tym obszarze spore zaległości, a działania prowadzone oddolnie przez myśliwych jak na razie nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Polskiemu łowiectwu brakuje ponadto autorytetów. Dość powiedzieć, że we wspomnianej konferencji nie wziął udziału żaden z reprezentantów ZG PZŁ, którego siedziba znajduje się notabene zaledwie 500 m (10 minut drogi) od budynku Centrum Prasowego PAP. Istotne ułomności udawało się do tej pory nadrabiać wpływowym lobby politycznym oraz wciąż silnym poczuciem tożsamości grupowej. Tymczasem działacze na rzecz ochrony zwierząt od dawna są obecni w przestrzeni publicznej, również tej wirtualnej. Zasypują społeczeństwo informacjami i porywają do uczestnictwa w kolejnych inicjatywach. Spotyka się to z bierną postawą struktur PZŁ. Decydenci mogą więc nadal bagatelizować zaczepki ze strony radykalnych działaczy ekologicznych albo przystąpić do rzeczowej obrony racji gospodarki łowieckiej.

Na wieszczenie sukcesu kampanii „Niech żyją” jest jeszcze dużo za wcześnie. Znając jednak uległość właściwych ministrów wobec żądań stawianych przez organizacje pozarządowe, możemy się spodziewać najgorszego. A wówczas powiedzenie „ni puchu, ni pióra” nabierze nowego, historycznego znaczenia.

ADep

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.