COVID-owe zbiorówki
Listopad 05
14:48
2021
Wydrukuj
W obecnym sezonie łowieckim obostrzenia wynikające z pandemii na razie nie ograniczyły nam możliwości wspólnych polowań. Zbiorówki, które rozpoczęliśmy w październiku, osiągnęły obecnie półmetek. Po rocznej przerwie znowu możemy się spotkać i wspólnie cieszyć z celebrowania Dnia św. Huberta, pokotów, zbliżających się polowań wigilijnych itp. Czy jednak ta normalność polowań w dobie kolejnej fali pandemii nie powinna skłaniać nas, myśliwych, do wzmożonej czujności?
Przebywanie w grupie, korzystanie ze wspólnych środków transportu, pomoc przy patroszeniu zwierzyny, gratulowanie królom na zbiórkach, wspólne biesiady itp. są bez dyskusji doskonałą okazją do roznoszenia wirusa między myśliwymi, a potem zawleczenia go do rodzin i znajomych. Jestem szczerze przekonany, że w sytuacji gdy władze innych krajów wprowadzają kolejne restrykcje, idące znacznie dalej niż zalecenia: „dystans, dezynfekcja, maseczki”, brać łowiecka mogłaby być dobrym przykładem hołdowania zasadzie, że w czasie pandemii wolno robić wszystko, ale pod warunkiem, że ma się głowę na karku. Jak się w takim razie zachować? Widzę co najmniej dwa warianty.
Wariant umiarkowany
Ten wariant w zasadzie niewiele odbiega od znanego wielu myśliwym systemu polowań w obliczu ASF-u. Różnica polega jedynie na tym, że nie dość, że musimy być czujni i przestrzegać zasad postępowania z dzikami, to jeszcze zwracamy baczną uwagę na siebie. Zatem organizator polowania obowiązkowo zapewnia środki dezynfekujące i w myśl zasady, że od jednorazowego umycia rąk jeszcze nikomu skóra z palców nie zlazła, rozpoczynamy zbiórkę od dezynfekcji rąk. Nie wyciągamy kartek z dłoni prowadzącego. Kartki można przecież umieścić w torebce, którą po losowaniu należy wyrzucić do śmieci, a jeśli jest papierowa, to po prostu spalić.
Na zbiórce przed polowaniem oraz podczas przerw w trakcie łowów wszyscy uczestnicy zakładają maseczki. Wiadomo, że zachowanie dystansu w takich momentach jest prawie nierealne, więc niech chociaż każdy zatrzyma wyziewy z własnych płuc przy swoim nosie. Maski powinny być obowiązkowe również podczas wspólnych przejazdów między miotami zarówno dla myśliwych, jak i dla pomocników.
Częstą tradycją na zbiorówkach jest także jedna dłuższa przerwa w połowie polowania połączona z posiłkiem. Zwyczaj to stary i niezwykle sympatyczny, ale w czasie pandemii chyba warto go odpuścić. Jestem święcie przekonany, że brak okazji do pochłonięcia kolejnej porcji kiełbasy pieczonej nad ogniskiem nie wpłynie na zmianę BMI wielu naszych kolegów z obecnego poziomu na wartości typowe dla anorektyka. Wybór między kolejną kiełbasą a kolejną zbiorówką w obecnych warunkach nie wymaga dalszego komentarza.
Bardzo ryzykowne i kłopotliwe organizacyjnie w dobie pandemii jest patroszenie zwierzyny. Koła rozwiązują tę kwestię na różne sposoby. W jednych tradycją jest samodzielne patroszenie zwierzyny przez strzelca, w innych robi to wyznaczona wcześniej ekipa złożona z 2–3 osób. W warunkach pandemii ten drugi wariant wydaje się bezpieczniejszy i warto go rozważyć. Trzeba by, oczywiście, przewidzieć dodatkową gratyfikację dla obsługi karawanu, do której zadań należałyby patroszenie zwierzyny, jej transport i dekoracja pokotu.
Integralną i najważniejszą częścią polowania zbiorowego są pokot, ogłoszenie wyników łowów i późniejsza biesiada. Swój pogląd na wspólne biesiadowanie już wyraziłem. A co do pokotu, to po raz kolejny powtórzę: dystans, dezynfekcja i maseczki. Jestem przekonany, że radość króla polowania nie będzie mniejsza, gdy zamiast dotychczasowych gratulacji i uścisków tym razem w nagrodę czekają go tylko ogłoszenie go królem i oklaski. To samo zresztą dotyczy zachowania przy nie mniej wesołym ogłoszeniu króla pudlarzy.
Co z kartami polowań? A zabierzcie je sobie do domów! Lepsza taka pamiątka niż potencjalny transfer wirusa na lub od innych myśliwych, gdy karty od kilkunastu czy kilkudziesięciu myśliwych trafiają do jednych rąk (słowa współczucia dla tego, kto takie karty zbiera). Każdy zarząd koła stać na wariant rodem z pokera i przyjęcie, że w czasie pandemii na każde polowanie przypada nowy komplet kart. Swoją drogą widziałem sporo ładnie dekorowanych kart polowań, które rzeczywiście nie są zwracane przez myśliwych, tylko zostają im na pamiątkę. Piękny zwyczaj.
Wariant rygorystyczny
Jest on bardzo prosty i powinien być przez nas zrozumiany, zaakceptowany i wdrożony. Chodzi o paszport COVID-owy, czyli świadectwo szczepienia lub przebycia choroby albo wynik testu, którym pochwalilibyśmy się prowadzącemu polowanie przed rozpoczęciem zbiórki. Ani to trudne, ani niemożliwe, za to pod względem PR-owskim niezwykle dla nas korzystne. Nie trzeba w tym miejscu przypominać, że polowania zbiorowe nie są obowiązkowe dla członków kół, a w warunkach pandemii powinni brać w nich udział wyłącznie ludzie świadomi zagrożenia dla siebie i innych oraz ci, dla których ani szczepienie, ani zrobienie testu nie jest wyzwaniem ponad siły.
Znowu zły myśliwy?
Byłoby dobrze, aby sugestie zawarte w powyższym tekście nie zostały potraktowane pobłażliwie lub nawet z ironią. Od 28 października (kiedy komunikat łowczego krajowego rozesłano do wszystkich kół łowieckich) myśliwi powinni wiedzieć o konieczności zorganizowania przez koła polowań zbiorowych na dziki w ramach zwalczania ASF-u. Rozwój pandemii nie sprzyja temu, aby ten pomysł wszedł w życie, a na pewno nie wejdzie, gdy myśliwi przez swoją lekkomyślność się do tego przyłożą.
Pozytywnym – i mam nadzieję, że oczekiwanym przez szerokie grono myśliwych – rozwiązaniem byłaby realizacja stosownych uchwał czy decyzji podejmowanych na poziomie Zarządu Głównego czy zarządów okręgowych w sprawie organizacji polowań zbiorowych w okresie pandemii. Szczera rada: zacznijmy jako myśliwi zawczasu działać we własnym interesie, bo jest tylko kwestią czasu, kiedy ludzie nieprzychylni łowiectwu narobią zamieszania w stylu: całe społeczeństwo dostaje depresji, pracując zdalnie, i dodatkowo cierpi z powodu odparzonych przez maseczki facjat, dzieciaki coraz częściej uczą się w domach, a krwiożerczy myśliwi – zapewne ze sporym udziałem niezaczepionych zacofańców – nie dość, że się po lasach bawią w polowanka, nie ratują rolników przez ASF-em, to jeszcze w weekendy fundują otoczeniu kolejną porcję wirusa. Pamiętajcie, że podobne teksty o roznoszeniu przez nas ASF-u już się pojawiły i były chętnie łykane przez społeczeństwo.
dr hab. Paweł Nasiadka
Samodzielny Zakład Zoologii Leśnej i Łowiectwa SGGW w Warszawie
Fot. archiwum