Łowiectwo filarem polskiej suwerenności
Maj 22
17:01
2017
Wydrukuj
W sobotę 13 maja do grodu Kopernika tłumnie zjechały zielone mundury. Toruńska hala Arena wypełniła się po brzegi. Jak stwierdził prezydent miasta Michał Zaleski, drugą okazją do tak dużej frekwencji (wg organizatorów wyniosła nawet 8 tys. osób) jest doroczne spotkanie słuchaczy Radia Maryja. Konferencję zatytułowaną „Jeszcze Polska nie zginęła – wieś” zainaugurowała msza św. (13 maja obchodzono setną rocznicę objawień fatimskich), prowadzona przez byłego, wieloletniego duszpasterza leśników ks. bp. Edwarda Janiaka. Dla osób wierzących mogło to być ważne przeżycie duchowe. Sama konferencja nie wniosła, niestety, wiele nowego.
To znamienne, że spotkanie naukowe poświęcone wsi i nurtującym ją problemom zorganizował minister środowiska. W ten sposób w odwecie zagrał na nosie szefowi resortu rolnictwa. Wszyscy doskonale pamiętamy, jak minister Jurgiel mieszał się w kompetencje Szyszki w związku z ASF-em i odstrzałem dzików, czym zdobył sympatię rolniczego elektoratu. Można więc domniemywać, że główny cel konferencji w Toruniu stanowiła manifestacja politycznej siły ministra środowiska, na którego wezwanie – jak to określił ojciec Rydzyk – przyjechali reprezentanci podległych mu organizacji. Nie bez znaczenia była też prezentacja poparcia, jakie Szyszko ma w pewnych kręgach Kościoła, nie pozostających bez wpływu na dzisiejszą politykę. Nie można bowiem bagatelizować słów aprobaty dla leśnictwa i łowiectwa, które padły z ust ojca Tadeusza Rydzyka i dotarły do odbiorców stworzonych przez niego mediów. Zapewne nikt z decydentów głośno nie zada pytania, czy korzyści uzyskane ze ściągnięcia do Torunia kilku tysięcy biernych słuchaczy równoważą niemałe koszty poniesione w związku z konferencją zarówno przez LP, jak i przez PZŁ. Dyskusyjne jest ponadto, czy kilkutysięczne grono leśników i myśliwych (ci w całej masie zieleni stanowili znaczącą mniejszość) to odpowiedni adresaci podejmowanej tematyki oraz czy nie dałoby się tego ludzkiego potencjału spożytkować w bardziej przydatny sposób.
Oficjalnie spotkanie w Toruniu miało na celu zdiagnozowanie problemów polskiej wsi, nazwanej przez jednego z prelegentów „ostoją i bastionem niepodległości”. Poniekąd zrobił to sam minister Szyszko, stwierdzając, że trzeba jej pomóc przez odpowiednie użytkowanie nie tylko ziemi, lecz także lasów i zwierzyny. Reprezentanci NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” byli bardziej bezpośredni – jasno wskazali, że chodzi o godziwe wynagradzanie rolników za ich pracę.
Retoryka części konferencyjnych wystąpień została utrzymana w tonie sprzeciwu wobec działaczy ekologicznych. Wykreowano ich na głównego wroga resortu środowiska i kierującego nim ministra Szyszki, który – tu znowu cytat – „walczy o normalność”. Z mównicy padały wyszydzane później w mediach porównania idei przyświecających aktywistom do niebezpiecznego dla społeczeństw zielonego nazizmu czy ekoterroryzmu, pozostającego w kontrze do zdefiniowanych przez dyrektora generalnego LP Konrada Tomaszewskiego filarów naszej suwerenności – Kościoła, rolnictwa, leśnictwa i… łowiectwa. Gdyby ktoś nadal sądził, że łowiectwo do programu konferencji zostało wciśnięte jakby na siłę, niech wyprowadzi go z błędu argumentacja ministra Szyszki. Według niego polski model łowiectwa oparty na zdrowych zasadach gospodarowania populacjami zwierząt dziko żyjących stanowi łącznik między rolnictwem a leśnictwem. Natomiast to, że użytkujemy zasoby przyrodnicze i wciąż mamy je do dyspozycji, przeczy nowej filozofii, zgodnie z którą największym wrogiem natury jest człowiek i należy ją przed nim chronić.
Wśród referatów pojawiła się również dosadna krytyka „Pokotu” Agnieszki Holland jako filmu potępiającego legalne działania, a zarazem uprzedmiotowiającego człowieka i propagującego łamanie prawa. W referatach podnoszono także ugruntowane w Biblii podporządkowanie przyrody człowiekowi oraz prawo do mądrego użytkowania jej zasobów, nie wyłączając z tego zabijania zwierząt. Zgromadzeni myśliwi i leśnicy, którym nie brakuje chyba świadomości co do konsekwencji realizowanych przez siebie działań, zostali zatem utwierdzeni w przekonaniu, że dobrze robią. Tak na wszelki wypadek, gdyby u kogoś zostały zasiane wątpliwości.
Wystąpienia reprezentantów PZŁ, niestety, nie zachwycały. Prof. Roman Dziedzic, wiceprezes NRŁ, rozpoczął od informacji o odległych początkach ochrony bobrów i przemyślanym użytkowaniu ich populacji już w średniowieczu. Wskazał również, że za czasów funkcjonowania PZŁ żaden gatunek rodzimej fauny nie wyginął, a wiele znacznie zwiększyło swoją liczebność. W kontekście problemów polskiej wsi ze szkodami łowieckimi nie był to najtrafniejszy przykład. Prof. Dziedzic dowodził też, że to nie myśliwi, ale przemiany środowiskowe stoją za regresem zwierzyny drobnej. Z kolei prof. Wanda Olech-Piasecka, od niedawna członkini ZG PZŁ, poniekąd usprawiedliwiając odstrzał regulacyjny żubra, mówiła m.in. o tym, że to nie osobnik, lecz populacja powinna być obiektem zachowawczej troski człowieka. Zapewniała także, że myśliwi dbają o środowisko i starają się doprowadzić do względnej równowagi w jego zasobach. Znowu nic, czego byśmy nie wiedzieli.
Na konferencji zasygnalizowano również kilka kwestii bezpośrednio dotyczących aktualnej sytuacji związanej z łowiectwem. Dyrektor Tomaszewski wspomniał o zaawansowanych pracach nad projektem „Zdrowa żywność z polskich lasów”, który ma „ucywilizować” przydrożny handel płodami leśnymi oraz upowszechnić dziczyznę na polskich stołach. Niestety, nie znalazł on czasu na szersze zaprezentowanie założeń tej koncepcji – a szkoda, bo to akurat byłoby czymś nowym. Odniesienia do rynku dziczyzny padły też z ust ministra Szyszki i samego ojca Rydzyka. Zauważyli oni, że eksport znacznej części mięsa dzikich zwierząt odbywa się po niskich cenach skupu, natomiast wraca ono na polski rynek jako znacznie droższy produkt. A może mieć to swoje konsekwencje w negatywnym odbiorze łowiectwa w społeczeństwie. Na dobrą sprawę i to nie jest niczym nowym. Populistyczne hasło „polska dziczyzna na polskich stołach” płynie bowiem ze strony resortu już od pewnego czasu. Zastanawia zaś to, jaki sposób na obejście rynkowych reguł szykują w gabinetach Szyszki i Tomaszewskiego.
W krótkim zestawieniu wniosków z konferencji pojawił się postulat ustanowienia zasady, aby minimum 20% składu koła stanowili miejscowi myśliwi z terenu powiatu obejmującego dzierżawione obwody. Minister Szyszko zwrócił się do przewodniczącego Lecha Blocha (usadowionego przy stole prezydialnym w miejscu symbolicznym, bo u samych stóp figury NMP Fatimskiej) z zapewnieniem, że ta kwestia znajdzie swoje odzwierciedlenie w ustawie. Ten, niestety, nie zabrał głosu. Nie zdobył się nawet na podziękowanie myśliwym za przybycie na konferencję.
Tekst i zdjęcie ADP