strona główna

Aktualności

Decyzja w sprawie łosi zapadnie we wrześniu

Sierpień 07 16:07 2015 Wydrukuj

Spotkania poświęcone kłopotliwej kwestii łosia objętego moratorium i zwiększającego swoją liczebność, które przy zamkniętych drzwiach odbywają się w Ministerstwie Środowiska, to już niemal tradycja. Jedno z kolejnych zorganizowano 2 czerwca br. Podsumowano na nim wyniki tegorocznej inwentaryzacji tych zwierząt (przeprowadzonej na przełomie lutego i marca na terenie RDLP w Lublinie, Białymstoku, Olsztynie, Warszawie, Toruniu oraz Gdańsku, w nadleśnictwach położonych na wschód od Wisły) oraz dyskutowano na temat zarządzania ich populacją w najbliższej przyszłości. Z ramienia organizacji pozarządowych w spotkaniu brali udział reprezentant WWF Polska (który, jak relacjonuje jeden z uczestników, bardzo szybko je opuścił) oraz reprezentant Fundacji Greenmind.

Zgodnie z informacją udzieloną przez Aleksandrę Majchrzak z Zespołu ds. Komunikacji i Promocji MŚ większość zebranych (wśród nich autorytety w dziedzinie łowiectwa i biologii zwierząt łownych – prof. Henryk Okarma, dr hab. Rafał Kowalczyk czy dr hab. Jakub Borkowski) zgodziła się, że rosnącą populacją łosia należy zarządzać tak, aby minimalizować straty powodowane przez ten gatunek, ale mu przy tym nie zaszkodzić. Naukowcy biorący udział w dyskusji mieli stwierdzić, że ostrożny odstrzał, zgodny zaleceniami „Strategii ochrony i gospodarowania populacją łosia w Polsce” (pozyskanie łowieckie możliwe przy zagęszczeniu przekraczającym 5 os./1000 ha powierzchni leśnej i bagiennej oraz dużym poziomie szkód), pozwoli obniżyć liczebność tych zwierząt tam, gdzie jest ona najwyższa, ograniczyć straty w uprawach, zwiększyć płochliwość i mobilność, a jednocześnie stabilizować oraz kontrolować wzrost populacji.

Minister Piotr Otawski zobowiązał się do przedstawienia konkretnych propozycji rozwiązań na następnym spotkaniu, które odbędzie się we wrześniu. Czy oznacza to szansę na zniesienie moratorium? Na razie dyplomatycznie mówi się o opracowaniu planu zarządzania gatunkiem. Resort wciąż oczekuje konsensusu w kwestii jego liczebności, licząc chyba na to, że ta informacja usprawiedliwi podejmowane działania przed społeczeństwem. I nic dziwnego. Doskonale pamiętamy, jaką burzę rozpętał poprzedni postulat dotyczący odstrzału łosi. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo jednak, że minister jest już lekko zirytowany postawą organizacji ekologicznych stale kontestujących dane liczebne i skłania się ku rozsądnym propozycjom zarządzania gatunkiem.
Fundacja WWF Polska oraz Pracownia na rzecz Wszystkich Istot zakwestionowały opracowanie tegorocznej inwentaryzacji i wytknęły niewłaściwą metodykę liczenia, prowadzącą do niewiarygodnych wyników. Przypominamy, że szacowanie liczebności nie powinno odbywać się pod presją wnioskodawców odstrzału łosia, w celu uzasadnienia decyzji o uchyleniu moratorium. Strona społeczna nie zgodzi się na odstrzał łosia. Apelujemy po raz kolejny o uwzględnienie różnych aspektów związanych z kwestią ochrony tego gatunku w Polsce – komunikują przyrodnicy w informacji prasowej wystosowanej po spotkaniu w Ministerstwie. Jeden z głównych argumentów przeciwko aktywnemu zarządzaniu populacją przez kontrolowany odstrzał (poza zaniżaniem liczebności) stanowi fakt, że łosie do tej pory nie odbudowały swojej populacji w zachodniej Polsce, a tereny położone na wschód od Wisły są jedynym źródłem zasilania nowych obszarów.

Na zadane przez redakcję BŁ pytanie o granicę liczebności, zagęszczenia lub zakres rozprzestrzenienia gatunku, przy których organizacje ekologiczne przychylą się do wprowadzenia odstrzału, rzecznik prasowy WWF odsyła do publikacji dr. hab. Przemysława Chylareckiego, członka zarządu Fundacji Greenmind. Z nich zaś wynika jednoznacznie, że bez wiarygodnych (w rozumieniu aktywistów) danych o liczebności łosi nie ma mowy o polowaniu na ten gatunek.

Prowadzona w tym roku inwentaryzacja wykazała, że na objętym nią terenie żyje ok. 28 tys. tych zwierząt. Świadczy to o tym, że kilkunastoletnie moratorium przyniosło pożądane efekty w postaci odbudowania populacji – z dumą konstatuje Ministerstwo Środowiska, choć wiadomo to już bez mała od kilku lat. Uzyskany wynik wskazuje na prawie dwukrotny wzrost liczebności łosi (tylko na obszarze objętym inwentaryzacją) w ciągu zaledwie trzech lat. Zgodnie ze statystykami udostępnionymi przez Ministerstwo Środowiska w 2012 r. miało ich być 14,8 tys., a rok później – 15,1 tys. (w 2014 r. inwentaryzacji na zlecenie ministerstwa nie prowadzono). Na poziomie niektórych dyrekcji (patrz ryc. poniżej) skok liczebny wydaje się zaskakująco duży. Jest to rezultat albo sztucznego zaniżania stanów w poprzednich latach (otrzymano tak wysokie dane, że zdecydowano się je przefiltrować), albo faktu, że informacje nie odnosiły się do całkowitej powierzchni RDLP (np. w Lublinie wcześniejsze inwentaryzacje nie obejmowały lasów prywatnych).
Organizacje przyrodnicze alarmują o zawyżeniu liczebności (choć w rzeczywistości równie dobrze może być zaniżona), co ma wynikać z niereprezentatywności obszarów wytypowanych do przeprowadzenia liczeń pędzeniami próbnymi. Postulowany m.in. przez Fundację Greenmind dobór powierzchni próbnych przy pomocy generatora liczb losowych został zrealizowany tylko na terenie RDLP w Lublinie (notabene wyniki liczenia też były kwestionowane przez działacza tej organizacji, mimo iż brał on udział w typowaniu powierzchni objętych inwentaryzacją i nie zgłaszał obiekcji). Na pozostałym terenie prowadzono klasyczne pędzenia próbne w oparciu o siatkę kwadratów. – Metoda ta także zapewnia możliwość losowego doboru powierzchni próbnych, pozwala na proporcjonalne włączenie do współpracy kół łowieckich, sprawniejsza jest logistyka przemieszczania się między poszczególnymi miotami, a ponadto łatwo pokazać, w jaki sposób je typowano. To metoda sprawdzona. Na terenie naszej dyrekcji liczymy w ten sposób zwierzynę nieprzerwanie już od pięciu lat. Stąd wyniki odnoszące się do łosia są u nas najbardziej spójne i wyraźnie wskazują na rosnący trend liczebności – tłumaczy Piotr Wawrzyniak z RDLP w Białymstoku.

Czy łosia w ogóle da się dokładnie policzyć? Z pewnością nie. I nawet ekolodzy zdają sobie z tego sprawę. W tej chwili oficjalnie spór toczy się jedynie o zmianę sposobu doboru powierzchni próbnych do przeprowadzenia inwentaryzacji (trudno się oprzeć wrażeniu, że to ambicjonalna walka jednego z działaczy, solidarnie popieranego przez szereg organizacji przyrodniczych), co nie ma większego znaczenia dla gospodarowania gatunkiem, za to pozwala skutecznie odwlekać odstrzał w czasie. Jak wyjaśnia Piotr Wawrzyniak, z punktu widzenia zarządzania populacją łosia istotne jest określenie zagęszczeń na poziomie nadleśnictwa czy rejonu hodowlanego oraz zestawienie ich z lokalnie akceptowalnym poziomem szkód. – Ekolodzy deklarują współpracę, a potem albo się nie stawiają na spotkaniach, albo usilnie „usterkują” wypracowane rozwiązania. Nawet jak zrobimy tak jak trzeba, to i tak jest źle – stwierdza jeden z uczestników prac nad „łosiową polityką”. – To kolejny stracony rok dyskusji nad zarządzaniem populacją tego gatunku – ucina.

Adam Depka Prądzinski, fot. Jens Klingebiel/Fotolia

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.