strona główna

Aktualności

Pamięci Artura Tabora (1968-2010)

Lipiec 20 13:04 2010 Wydrukuj

Jeden z najwybitniejszych polskich fotografów przyrody. Urodził się w Radomiu
w 1968 roku; ukończył Akademię Podlaską w Siedlcach. Od młodości był zafascynowany twórczością Włodzimierza Puchalskiego, który stanowił dla niego niedościgły wzór.
Fotografia przyrodnicza była wielką pasją jego życia. Przez wiele lat współpracował
z czasopismami o tematyce przyrodniczej w Polsce, takimi jak m.in. „Zwierzaki”, „Echa Leśne”, „Głos Lasu”, „Brać Łowiecka”, „Łowiec Polski”, „National Geographic”, oraz z agencjami zachodnimi, m.in. BBC (Nature Picture Library).
Specjalizował się w fotografowaniu
i filmowaniu zwierząt, szczególnie ptaków,
w ich naturalnym środowisku. Od 1998 roku zajmował się realizacją filmów o tematyce przyrodniczej. W 2001 roku ukończył film „Podlaski przełom Bugu”, który w 2002 roku zdobył I nagrodę na Ogólnopolskim Przeglądzie Filmów o Tematyce Ekologicznej w Przysieku koło Torunia.
W kolejnych latach powstały filmy: „Nadbużański Park Krajobrazowy”, „Góry Stołowe”, „Dolina Krasnej”, „W obronie rzeki”. W 2005 roku zrealizował dwa kolejne filmy: „W krainie jodły, buka i tarpana” oraz „Małopolski przełom Wisły”. Był członkiem Związku Polskich Fotografów Przyrody, laureatem wielu nagród, m.in. Ludomira Benedyktowicza w dziedzinie artystycznej, Grand Prix w konkursie im. Włodzimierza Puchalskiego oraz nagrody w Konkursie Polskiej Fotografii Prasowej. 
Jego prace można było podziwiać na wielu zbiorowych i indywidualnych wystawach fotograficznych. W 2002 roku indywidualna wystawa Artura pt. „Te, co skaczą i latają” zdobyła I nagrodę przyznaną przez jury fotografików na Międzynarodowym Festiwalu Mikrosfera w Białowieży.
Był autorem wspaniałych albumów fotograficznych: „Bug. Nadbużańskie Podlasie”, „Z bliska i z daleka. Piła i okolice”, „Kathmandu – szkice”, „Królestwo dzikich gęsi”, „Bug – pejzaż nostalgiczny” oraz „Wisła – królowa rzek”. Jego najwybitniejszym dziełem był album „Sowy Polski”, który stał się bestsellerem na naszym rynku. 
Wszyscy, którzy mieli okazję poznać Artura Tabora osobiście, podkreślają jego pogodę ducha
i entuzjazm. Ze swadą opowiadał o swojej pasji, o przygodach, o ukochanym Bugu. Wraz
z Tomaszem Kłosowskim popularyzował polską przyrodę w dokumentalnym cyklu TVP
pt. „Dzika Polska”.
Zginął tragicznie 2 lipca 2010 roku podczas wyprawy do Mongolii. 
źródło: www.arturtabor.pl
 
Wspomnienia
Moje pierwsze spotkanie z Arturem Taborem miało miejsce latem 2000 roku w Słońsku, gdzie
Artur zbierał materiał o gęsiach do albumu (który ukazał się niedługo później). Właśnie zacząłem zajmować się fotografią przyrodniczą i potrzebowałem dużo nowej wiedzy. Aby nie wyważać otwartych drzwi i nie dochodzić do rzeczy, które inni mieli już dawno opanowane, postanowiłem spotkać się z Arturem i porozmawiać jak adept z mistrzem.
Wziąłem pod pachę Jego album o Bugu, żeby zdobyć dedykację i od czegoś zacząć rozmowę. Zobaczyłem młodego człowieka, ale już z dużym doświadczeniem, otwartego na ludzi. Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze Nie miałem problemu z uzyskaniem odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, a Artur bardzo ciekawie opowiadał.
To spotkanie zapoczątkowało Jego coroczne przyjazdy do mnie na rykowisko. Wpadał zawsze na kilka dni, gdyż na dłużej nie pozwalał mu napięty kalendarz. Maksymalnie wykorzystywaliśmy czas, chodząc rano i po południu na zdjęcia, bez względu na pogodę. Artur mówił, że tu odpoczywa, gdyż o nic nie musi się martwić, nawet gdzie stanąć w oczekiwaniu na jelenie, bo wszystko to robi Lechu. W dzień zawsze mieliśmy trochę czasu na rozmowy. Chętnie opowiadał o swoich planach filmowo-zdjęciowych na najbliższy okres, o domu, żonie i córce.
Jego kolejną pasją oprócz przyrody byli ludzie, szczególnie mieszkańcy wschodniej Polski,
z zapomnianych nadbużańskich wsi i kolonii. O nich, o ich życiu i szczerości mógł opowiadać godzinami. Był zafascynowany ich otwartością na innych, bezinteresownością i poszanowaniem tradycji. Bolał jedynie nad tym, że ten świat już zanika i bezpowrotnie odchodzi w przeszłość, ustępując cywilizacji. Zawsze podkreślał, że jest „w niedoczasie” w rejestrowaniu odchodzącej rzeczywistości, że musi się spieszyć, bo niedługo już nie będzie tego, co Go fascynuje – ani tych ludzi, ani tego swoistego folkloru.
Życie napisało inny scenariusz. To, co tak kochał, pozostało bez swojego Mistrza. Cisną się na usta słowa z utworu Cypriana Kamila Norwida „Bema pamięci żałobny rapsod”: „Czemu, Mistrzu, odjeżdżasz...”.
Lech Karauda
 
Trudno mi było uwierzyć w wiadomość, która dotarła z Mongolii 2 lipca – wydawała się nieprawdopodobna. Przecież jeszcze nie tak dawno spotykaliśmy się na festiwalach fotografii przyrodniczej w Świdnicy i Izabelinie, gdzie Artur prezentował i podpisywał swoje najnowsze dzieło – album o Wiśle. Spotkania autorskie, w atmosferze ciepła i pozytywnej energii, jaka od Niego biła,
a przy tym pełne humoru, uczestnicy obu festiwali długo wspominali z wielkim sentymentem. Tak jak On wspominał z sentymentem swoje pierwsze spotkania z albumami „Dziadka” Puchalskiego, które rozbudziły w Nim wielką pasję fotografowania i filmowania dzikiej przyrody.
Często podkreślał: „Mam to szczęście, że mogę robić w życiu to, co naprawdę kocham, i że to, co robię, podoba się innym ludziom”. Tak jak wielu fotografów przyrody z niecierpliwością czekałem na każdy Jego kolejny album, na nowe zdjęcia, nowy film czy kolejny odcinek „Dzikiej Polski”. Wszystko to dawało nam możliwość spojrzenia na świat natury z innej, wyjątkowej perspektywy – perspektywy artysty. Dla wielu z nas Jego zdjęcia były pierwszym zetknięciem z fotografią przyrodniczą, dla wielu był wzorem do naśladowania, uczyliśmy się od Niego i podziwialiśmy Go. 
Odszedł nasz Przyjaciel, pełen pomysłów i planów na przyszłość. Dzięki swoim zdjęciom, albumom i filmom pozostanie z nami na zawsze. 
Łukasz Łukasik
 
„Do zobaczenia w krzakach” – tym pożegnaniem Artur zwykł kończyć spotkanie bądź rozmowę telefoniczną. Nasza znajomość zaczęła się od wspólnej pasji, jaką jest fotografia przyrodnicza.
Na długo przedtem, zanim skrzyżowały się nasze drogi – bo jeszcze w dobie aparatów analogowych – z nieskrywanym zachwytem czerpałem wiedzę z utrwalonych na Jego zdjęciach obrazów, starałem się uczyć, odgadując Jego warsztat pracy, podziwiałem umiejętność uchwycenia piękna otaczającego nas świata. Gdy w końcu po raz pierwszy uścisnęliśmy sobie dłonie, poznałem człowieka otwartego i zarazem skromnego, a nade wszystko pracowitego. Zdumiewała mnie zwłaszcza Jego wytrwałość w dążeniu do celu. Jego „zabawa w Indian” – jak Artur określał swoją pasję – wzbudzała szacunek między innymi z powodu ogromnego wysiłku, jaki w nią wkładał.
Zagadnięty kiedyś, jak radzi sobie z ciągłą samotnością podczas pracy w plenerze, odpowiedział mi: „Po godzinach samotności w czatowni człowiek poszukuje kontaktu z innym człowiekiem. Rozmawiając z drugą osobą, odpoczywam...”. Kontakt z Nim samym był przyjemnością. Jego fascynujące relacje z wypraw, życzliwe opowieści, odsłaniające przed nami Jego doświadczenia
i tajniki warsztatu pracy, uczyły, zachwycały, zdumiewały.
Arturze, przestałeś być częścią życia, ale nie naszego. Jak nikt inny zapisałeś się w naszych sercach i wciąż będziesz przy nas – w Twoich albumach, zdjęciach, scenach zatrzymanych na filmowych klatkach. Dzięki owocom Twojej pracy wspomnienie o Tobie będzie zawsze żywe.
Wojciech Misiukiewicz
 
Wieść o tragicznej śmierci Artura Tabora, którego dzisiaj żegnamy, była wielkim szokiem dla całego środowiska przyrodników. Odszedł człowiek nietuzinkowy, wielki fotografik, który całym sercem ukochał przyrodę, szczególnie polską. Dzięki Niemu na nowo odkryliśmy Wisłę i Bug. Mimo młodego wieku pozostawił po sobie niezwykłą kronikę miejsc, które odchodzą, giną na naszych oczach. Zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że jesteśmy ostatnimi świadkami naturalnego piękna polskiego krajobrazu.
Fotografował nie tylko naturę. Co równie cenne, uwiecznił dla potomnych świat polskiej wsi, jeszcze bardziej ulotny od przyrody. Jego zdjęcia sprzed kilku lat oglądamy ze świadomością, że tych miejsc już w Polsce nie ma. Dzięki Niemu jednak pozostaną na fotografiach i będą mówić o pięknie naszego kraju kolejnym pokoleniom.
Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby towarzyszyć Mu w ostatniej ziemskiej drodze. Patrząc na to wszystko, czego dokonał, mamy pewność, że na zawsze pozostanie w swoich pracach, a pamięć o Nim będzie w naszych sercach. Zdążył pozostawić wspaniałe albumy, filmy, artykuły w prasie. Swoją pasją i miłością do przyrody zaraził setki młodych ludzi, którym tak chętnie opowiadał na różnego typu zajęciach o tym, co sam tak kochał – pięknie Polski.
Komisja Środowiska Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w uznaniu zasług tragicznie zmarłego Artura Tabora postanowiła uhonorować Jego wysiłki dla utrwalenia piękna ojczystej przyrody medalem „Dobro Rzeczypospolitej Najwyższym Prawem”.
Z przemówienia senatora Stanisława Gorczycy podczas pogrzebu Artura Tabora
 
Artura poznałem kilkanaście lat temu, gdy obaj stawialiśmy pierwsze kroki w świecie mediów. Zawsze podziwiałem w Nim niezwykły kunszt fotograficzny i umiłowanie przyrody. Współpracował
z „Bracią Łowiecką” od pierwszego numeru. Jego zdjęcia miały jedną wspólną cechę – były bezbłędne technicznie i ukazywały przyrodę w sposób nieskażony. Artur umiał bowiem w swoich pracach zachować prostotę piękna natury. Ze wszystkich fotografii można było zrobić okładki. Nieudanych zdjęć nie miał w swoim archiwum. Zatrzymywał jedynie najlepsze prace, nie uznawał słabszych czy tylko dobrych.
Był w Nim swoisty paradoks. Unikał gwaru miejskiego, nie lubił tłoku, cywilizacja Go przerażała. Jednocześnie pracował na najnowocześniejszym sprzęcie i wykorzystywał najnowsze zdobycze techniki w filmowaniu oraz fotografowaniu.
Umiał patrzeć na przyrodę i widział piękno tam, gdzie inni niczego szczególnego nie dostrzegali: pochyloną wierzbę wśród pól, krowy pasące się nad rzeką, a przede wszystkim świat polskiej wsi, tak szybko odchodzący w niebyt. Jako jeden z nielicznych utrwalił nieistniejący już dzisiaj świat kresowych wioseczek, ręcznej pracy w polu, malw przy płotach i malowanych ultramaryną drewnianych chat. Niespieszny świat ludzi żyjących w zgodzie z rytmem pór roku.
Artur odszedł, ale zostawił nam przebogaty zbiór piękna uchwyconego swoim nieprzeciętnym talentem fotografa przyrodnika.
Dziękujemy Ci za to. Zostaniesz w naszej pamięci, a tam, gdzie jesteś – gdzie i my trafimy – przygotuj dla nas budki na wrzosowiskach, czatownie na rykowiskach, żebyśmy mogli znów razem zasiąść w Twoich ulubionych „krzakach” i patrzeć na PIĘKNO.
Bogdan Złotorzyński
 

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.