Treści publikowane na tej stronie możesz czytać za darmo dzięki osobom, które kupują „Brać Łowiecką” i w ten sposób wspierają naszą działalność. Dziękujemy czytelnikom papierowego i elektronicznego wydania czasopisma! Jeżeli uważasz zamieszczane tutaj materiały za wartościowe, to zachęcamy do kupowania miesięcznika. Dołącz do grona naszych prenumeratorów!
Aktualności
O funkcjonowaniu Zarządu Głównego PZŁ i powodach rezygnacji z członkostwa w tym organie rozmawiamy z prof. Wandą Olech.
Nie zasiada już Pani Profesor w gronie członków Zarządu Głównego PZŁ. Z czego wynikała decyzja o odejściu?
8 października br. złożyłam na ręce ministra środowiska rezygnację z pełnienia funkcji członka Zarządu Głównego. Powód był prosty – nie wiem, co miałabym robić w ramach tego organu. Nie przypisano mi żadnego zadania, nie docierały do mnie na bieżąco żadne informacje. Spotykaliśmy się raz na miesiąc, żeby rozmawiać o błahostkach. Wystarczy spojrzeć na sprawozdania z posiedzeń ZG – rozpatrywano na nich dylematy w stylu: ile pieniędzy powinny przeznaczyć zarządy okręgowe na obchody centralnego hubertusa. A czekało tyle ważnych spraw, którymi należało się zająć. Żywiłam nadzieję, że będziemy toczyć dyskusje chociażby na temat strategii walki z ASF-em (której do dziś w PZŁ nie ma) czy stworzenia planu działań informacyjnych. Za ważne uważałam także kwestie: możliwości usprawnienia współpracy zespołów naukowych zajmujących się łowiectwem, żeby podnieść poziom badań łowieckich, zmiany statusu Stacji Badawczej PZŁ w Czempiniu, która według mnie powinna zostać zarejestrowaną jednostką naukową i korzystać z finansowania przewidzianego dla instytucji naukowych, czy wreszcie roli OHZ-etów. Spodziewałam się omawiania wizji przyszłości Związku, a nawet tłumaczenia się łowczego krajowego ze zmian kadrowych na Nowym Świecie. Takich rozmów nie było, choć starałam się je wymuszać.
Nigdy nie otrzymywałam też podsumowań działań, sprawozdań czy stanowisk wychodzących na zewnątrz – do głównego lekarza weterynarii oraz ministerstw. A wiem, że liczba takich pism kierowanych tylko do resortu środowiska jest olbrzymia. Dlatego powiedziałam ministrowi Kowalczykowi, że nie mam informacji i nie wiem, co robię w ZG. Bezpośrednim powodem mojej rezygnacji było jednak złożenie przez łowczego krajowego w imieniu ZG PZŁ, a więc również moim, propozycji zmiany Prawa łowieckiego na ręce ministrów środowiska i rolnictwa (chodzi o projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt obejmujący również Prawo łowieckie – przyp. red.). Odbyło się to bez powiadomienia pozostałych członków Zarządu Głównego i bez uzgodnienia z nimi oraz bez stosownej uchwały, co sprowadziło na myśliwych bardzo duże zagrożenie. Gdyby któryś z ministrów uznał, że ten projekt mu pasuje, nie moglibyśmy nawet protestować przeciwko zawartym w nim zmianom. A przecież była to nie propozycja środowiska myśliwych, tylko nieporządnie napisana nowelizacja autorstwa kogoś z Nowego Światu, sygnowana przez Piotra Jenocha. Swój sprzeciw wobec takiego postępowania zgłosiłam na październikowym posiedzeniu zarządu. Ponadto pokazałam ten projekt dwóm pozostałym członkom ZG PZŁ, którzy jasno dali mi do zrozumienia, że widzą go po raz pierwszy, chociaż dziś wiem, że przynajmniej jeden z nich stanie za łowczym krajowym. Nie zamierzam funkcjonować w organie, którego przewodniczący wypowiada się w imieniu wszystkich członków, a oni nic o tym nie wiedzą. Łowczy krajowy przekroczył swoje kompetencje i w dodatku szafował moim nazwiskiem.
Ministerstwo odsunęło w czasie przekazanie wiadomości o mojej rezygnacji. Na początku listopada zażądałam jednak, by ostatecznie rozwiązać tę sprawę i poinformować przewodniczącego ZG, że opuściłam ten organ. Dowiedziałam się też, że do ministerstwa trafiło pismo podpisane przez pozostałych członków Zarządu Głównego z wnioskiem o odwołanie mnie, do którego załączono liczne dokumenty. Jednak formalnie od chwili złożenia przeze mnie oświadczenia woli nie zasiadam już w Zarządzie Głównym PZŁ. Nie chcę tam być. Mam zapewnienie, że informacja o mojej rezygnacji wraz z odpowiedzią na bezpodstawny wniosek ZG jest już przygotowana przez resort.
Sprawą projektu nowelizacji Prawa łowieckiego próbowała Pani zainteresować także NRŁ.
Kiedy zobaczyłam, że propozycja ustawy uderza w myśliwych i koła łowieckie, za jedyny ratunek uznałam stanowisko Rady mówiące o tym, że projekt nie został przedyskutowany i przemyślany, oraz dające jasny sygnał, że przewodniczący Zarządu Głównego przedwcześnie podjął decyzję. Ten dokument w ogóle nie powinien trafić do ministerstw.
Po moich naciskach Andrzej Gdula w końcu zwołał na 18 października posiedzenie prezydium NRŁ, na które zostałam zaproszona. Spotkanie odbyło się w bibliotece. Całe prezydium zeszło do tego pomieszczenia z gabinetu łowczego krajowego. Piotr Jenoch przy mnie poinformował grono reprezentantów NRŁ, że projekt nowelizacji jest nieaktualny, co już ustalił z ministrem. Na tę deklarację przedstawiłam dokument wysłany dzień wcześniej do opinii m.in. PROP, której przewodniczę, dowodząc, że ten dokument był aktualny. Odniosłam jednak wrażenie, że zebrali się panowie z wdrukowanym przekonaniem o tym, że łowczy krajowy ma zawsze rację, a naprzeciwko nich staje jakaś kobieta, która się czepia. Diany się wprawdzie hołubi, ale nie powinny się odzywać. Gdy czarno na białym pokazałam im dokument, miało powstać stanowisko NRŁ. Andrzej Gdula poszedł je pisać. Wkrótce potem zawiadomiono członków Rady, że nic się nie dzieje.
Jak ocenia Pani okres współpracy z poprzednim przewodniczącym ZG PZŁ?
Do Zarządu Głównego trafiłam w 2017 r. po śmierci prof. Zygmunta Jasińskiego. Zostałam wrzucona do pędzącego pociągu. W kwietniu odbyło się posiedzenie NRŁ, na którym wybrano mnie przy poparciu, jakiego – jak mnie poinformowano – jeszcze nikt nie uzyskał. Na comiesięcznych posiedzeniach Lech Bloch grzecznościowo pytał nas o ocenę pewnych kwestii, np. związanych z przekazaniem pieniędzy na remont strzelnicy. Nie było to nic istotnego ani bardzo wymagającego, a ja zostałam wciągnięta w tę strukturę, nie znając wewnętrznych układów. Choć szybko się zorientowałam, że jest tylko jeden przywódca.
W tamtym czasie podpisałam dwa pisma – odpowiedź na interpelację ws. polowania ministra Szyszki i przewodniczącego Blocha na klatkowe bażanty oraz upoważnienie przewodniczącego do zawarcia w imieniu ZG umowy na zakup chłodni do przetrzymywania tusz dzików. Nie miałam realnego wpływu na cokolwiek. Uważałam natomiast, że jeżeli przyszło mi tworzyć zarząd, to powinien on rzeczywiście pracować. Należało podzielić zadania między członków. Mój wymóg, którego realizację obiecał mi Piotr Jenoch, gdy zwrócił się do mnie z prośbą o objęcie funkcji w nowym ZG, dotyczył także przejrzystości podejmowanych działań. Ta transparentność szybko się skończyła. Gdyby prof. Jasiński nie odszedł, dalej byłabym zewnętrznym autorytetem naukowym dla PZŁ, co moim zdaniem stanowiłoby dużo lepsze rozwiązanie. Uważam, i zamierzam to przekonanie promować, że idea łowiectwa jest bardzo dobra, a myśliwi są potrzebni.
Przyszedł jednak moment zmiany ministra środowiska i PZŁ przestał stać mocno na nogach. Zaczęły się dyskusje prowadzone poza zrzeszeniem, nad którymi nikt nie panował. Zwróciłam wtedy Lechowi Blochowi uwagę, że tylko natychmiastowe rezygnacje ze stanowisk jego i Andrzeja Gduli złagodzą zbliżający się atak na łowiectwo. Pierwszą rzeczą było odświeżenie struktur. Usłyszałam jednak, że powinnam zachować spokój, wszystko zostało poustawiane i musimy dalej robić swoje. Wtedy z Nowego Światu wypuszczano pojedyncze młode osoby do reprezentowania Związku na posiedzeniach komisji nowelizujących Prawo łowieckie. Znalazłam się na jednym z takich spotkań tylko dlatego, że sama uznałam, że to Zarząd Główny powinien na nim reprezentować myśliwych. Wyraźnie zostałam jednak zniechęcona do zabierania głosu, ponieważ miałoby to być odebrane jako obrona starych struktur. A chodziło mi o powiedzenie jednej rzeczy – art. 35a Prawa łowieckiego powoduje, że minister środowiska ma nadzór nad PZŁ, więc niech sobie opracuje metodykę jego sprawowania i zostawi w spokoju kwestie samorządności zrzeszenia.
Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Protestowano pod ministerstwem w dniu, kiedy odbywała się organizowana przeze mnie konferencja nt. przyszłości zarządzania populacją łosia, co uniemożliwiło mi wzięcie udziału w manifestacji. W złożonej wówczas petycji znalazły się dwa punkty, które wzajemnie sobie przeczyły. Jaki to miało sens? Myślałam, że jest to zgromadzenie organizowane przy aprobacie PZŁ, ale Lech Bloch nie ruszył się ze swojej siedziby, choć powinien. Z perspektywy czasu sądzę, że mogłam zostawić konferencję i udać się pod ministerstwo. W toku późniejszych prac nad ustawą ciągle słyszałam, że scenariusz tego, co działo się w sejmie i senacie, był znany z góry. Jednak kiedy zobaczyłam, że nawet prof. Szyszko nie zagłosował przeciwko tej nowelizacji, tylko wstrzymał się od głosu, nie miałam już wątpliwości, że wszystko odbywa się poza kontrolą, o której mnie zapewniano.
Nie jest powszechnie wiadome, że pierwsze spotkanie nowej NRŁ odbyło się poniekąd dzięki podjętej przez Panią inicjatywie zebrania członków tego organu.
W znowelizowanym Prawie łowieckim znalazła się luka. Nie sprecyzowano w nim, kto zwołuje posiedzenie NRŁ. Przewodniczący ZG PZŁ mógł to wykorzystać i zebrać Radę już dawno temu. Należało zorganizować spotkanie starego i nowego składu tego organu, zapewnić wzajemną wymianę kontaktów, zaaranżować spotkanie z Zarządem Głównym. Był na to czas. W tym wypadku łowczy krajowy niepotrzebnie dopytywał ministerstwo o interpretację przepisów.
13 listopada do każdego zarządu okręgowego wysłałam za potwierdzeniem odbioru pismo z zaproszeniem na seminarium organizowane przeze mnie 24 listopada. Mam dokładne daty odbioru tej korespondencji przez zarządy. Wewnątrz znajdowała się zaklejona koperta z zaproszeniem dla członka NRŁ – z nazwiskiem lub bez, w zależności od tego, czy je znałam czy nie – a do tego było dołączone pismo skierowane do zarządu okręgowego z uprzejmą prośbą o pilne przekazanie zaproszenia adresatowi. Duża część tych pism nie trafiła we właściwe ręce. Jeden z pierwszych listów, co wiem z chronologii otrzymywanych powiadomień o doręczeniu, odebrano w Ostrołęce, najbliższej obecnemu łowczemu krajowemu. Jeszcze tego samego dnia dostałam informację, że członkowie NRŁ zostali zaproszeni na spotkanie w ZG PZŁ, które zaplanowano na 22 listopada, a zatem dwa dni przed moją propozycją. Wiedziano też, że tego dnia nie będzie mnie w Warszawie. Tak czy inaczej osiągnęłam swój cel. Chciałam, żeby doszło do spotkania Rady. Zdawałam sobie, oczywiście, sprawę, że znaczenie mojego seminarium spadło i mało kto na nie przyjedzie. Gdyby jednak Piotr Jenoch nie zorganizował spotkania na Nowym Świecie, stanęłabym na głowie, by informacja o planowanym przeze mnie seminarium skutecznie trafiła do całego składu NRŁ. Podkreślam, że nie zwoływałam Rady, tylko zapraszałam jej członków na seminarium. Mogliby oni jednak w jego trakcie się ukonstytuować.
Mam nadzieję, że nowa NRŁ nie będzie taka sama jak poprzednia. Z rozmów z niektórymi jej członkami dowiedziałam się, że nie mogli oni się przebić przez związkowy beton.
Jak Pani Profesor odniesie się do informacji o złożeniu przez łowczego krajowego doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez poprzedni Zarząd Główny, m.in. w audytowanej sferze wydawnictw?
Jeżeli chodzi o wydawnictwa, to jest sprawą niezrozumiałą, że ktokolwiek z PZŁ zabiera się do szukania nieprawidłowości w tym obszarze. Możemy dyskutować, po co podręczniki dla nowo wstępujących robić tak piękne i drogie, niemniej jednak ilekolwiek by one kosztowały, uczestnicy kursów na myśliwego byli zmuszeni do ich nabycia. Finansowo PZŁ nic tutaj nie tracił. Rachunek się zgadzał, wobec czego nie ma mowy o jakichkolwiek stratach dla Związku.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiali Bogdan Złotorzyński i Adam Depka Prądzinski, Fot. ADP
AKTUALIZACJA: 5 grudnia 2018 r. wydział komunikacji medialnej Ministerstwa Środowiska poinformował, że minister Henryk Kowalczyk 28 listopada formalnie przyjął rezygnację prof. Wandy Olech-Piaseckiej z funkcji członka Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego.
Przeczytaj również
- Odbudowę zasobów przyrodniczych czas zacząć!
- Targi łowieckie Eko-Natura w Gliśnie
- Blisko 300 jeleni zabijanych dziennie. Dorożała obnaża intencje reformy łowiectwa
- Jacek Tomaszewski (1927–2016) – powstaniec warszawski, myśliwy i łowczy krajowy
- Koalicja Niech Żyją! indaguje PZŁ na podkomisji Małgorzaty Tracz
- Stihl Timbersports i Sylwia Grzeszczak na Hubertusie Wielkopolskim w Jarocinie
- Powrót debaty nad zakazem importu trofeów do Polski
- Wielki brat – Swarovski Optik NL Pure 52
- Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi ponownie odrzuca odpowiedź Dorożały na dezyderat ws. ochrony wilków
- Protest Związku Zawodowego Wspólna Sprawa podczas wizyty Dorożały w Bielsku-Białej