strona główna

Komentarze i opinie

Jak łowczy krajowy ratuje kynologię przed upadkiem

Jak łowczy krajowy ratuje kynologię przed upadkiem
Kwiecień 20 15:16 2023 Wydrukuj

17 kwietnia 2023 r. środowisko kynologów obiegła informacja, która skłaniała do upewnienia się, czy nie mamy do czynienia ze spóźnionym prima aprilis w wykonaniu Zarządu Głównego PZŁ. Niestety okazało się, że to nie żart, lecz kolejny autorski pomysł łowczego krajowego. Od teraz „w imprezach kynologicznych organizowanych przez nasze Zrzeszenie mogą brać udział wszystkie psy myśliwskie. Wystarczy zachipowany pies, aby myśliwy mógł go zgłosić na imprezy kynologiczne i potwierdzić jego użytkowość”.

(Nie)udokumentowane pochodzenie 

To totalne odwrócenie dotychczasowej retoryki. Co prawda, PZŁ konsekwentnie stawiał na użytkowość bez względu na aprobatę Związku Kynologicznego w Polsce lub jej brak, do tej pory jednak można było usłyszeć jasną deklarację, że w imprezach kynologicznych wolno brać udział jedynie psom z pochodzeniem udokumentowanym przez organizacje należące do FCI bądź z tą federacją współpracujące. W tym momencie wystarczy wyłącznie zaczipowany pies, wkraczamy więc w kompletnie inny wymiar kynologii. Kto bowiem jest w stanie określić myśliwskość psa z czipem? Na podstawie jakich cech i kto będzie dopuszczać takie psy do konkursów? Można by zaryzykować karkołomną procedurę, w której sędzia przed dopuszczeniem psa sprawdza jego poszczególne parametry pod kątem zakwalifikowania go do grupy psów myśliwskich. Zwróci uwagę na ucho, fafle, ogon, czy raczej zdecydują okrywa włosowa i ruch? Niestety tych wytycznych nie otrzymaliśmy, więc nie da się również określić, który pies myśliwski będzie bardziej legawcem, a który szpicem, który będzie posokowcem, a który już na to miano nie zasłuży.

Komisja w rozsypce

Można mieć wiele zastrzeżeń do działalności ZKwP, który nie jest bez winy w swoim monopolu, nie jest też bez winy w konflikcie z PZŁ. Można nawet kwestionować zgodność rodowodów, bez testów genetycznych będących jedynie papierem, który przyjmie wszystko. Ale obecnie nie ma wiarygodniejszych dowodów pochodzenia psów, dokumentujących wielopokoleniowa pracę hodowlaną.
 
Trudno powiedzieć, co kierowało Pawłem Lisiakiem przy podejmowaniu tej rewolucyjnej decyzji, która do reszty zbulwersowała zdecydowaną większość środowiska kynologicznego, i to nie tylko w naszym kraju. Czy był to pomysł na zapewnienie frekwencji podczas organizowanych przez PZŁ konkursów pracy, czy też kolejny rozdział walki o prawa członków PZŁ nienależących do ZKwP?
 
Te rozważania są w gruncie rzeczy mniej ważne, bo istotą tej sytuacji jest tak naprawdę tryb, w jakim działa łowczy krajowy. Po raz kolejny bowiem daje sobie prawo do autorytarnego wydawania uchwał bez konsultacji z organem lub ciałem doradczym, w tym przypadku z Komisją Kynologiczną NRŁ. Efektem takich działań łowczego są kolejne już rezygnacje członków tejże komisji. 

Certyfikacja kundelków 

Nie jest to pierwszy tego typu zaskakujący ruch łowczego krajowego, który najwyraźniej uwierzył w swoją moc sprawczą, stawiając się ponad wszelkimi komisjami i organami. Paweł Lisiak przede wszystkim zadał kłam swoim własnym słowom. A przypomnijmy, że bardzo jasno komunikował, również podczas niedawnych spotkań z przewodniczącymi okręgowych komisji kynologicznych oraz z klubami ras, że „nie ma mowy o certyfikowaniu kundelków”, za udokumentowane pochodzenie mają zaś być uważane dokumenty organizacji zrzeszonych w FCI bądź współpracujących z federacją.
 
Można, oczywiście, zakładać, że komunikat na oficjalnej stronie zrzeszenia po raz kolejny został niefortunnie zredagowany, a Zarządowi Głównemu PZŁ chodzi nie tyle o psy jedynie zaczipowane, ile o te z pochodzeniem udokumentowanym w jakikolwiek sposób, ich uczestnictwo zaś ma się ograniczać wyłącznie do sprawdzenia podstawowych umiejętności potrzebnych w pracy pomocnej na polowaniu. Jednak nawet taka troska o rzeszę psów bez papierów, by nie marnowały się w kojcu, ale realizowały się podczas polowań, nie może być efektem samodzielnej decyzji łowczego, a już tym bardziej dowolnej i niczym nieskrępowanej ingerencji w regulaminy.

Zniweczony trud

Jeszcze niedawno Paweł Lisiak zwracał uwagę na to, że ZKwP próbuje wchodzić w kompetencje PZŁ, a Komisja Kynologii Łowieckiej ZKwP uzurpuje sobie prawo do zadań należących do Komisji Kynologicznej NRŁ. Dzisiaj to samo robi wobec własnej komisji problemowej, dając samemu sobie zielone światło do grzebania w regulaminach, które są owocem paru lat pracy i kompromisów wielu ludzi!
 
Kilkuletni trud kynologów pracujących pod przewodnictwem Pawła Lisiaka został w ostatnich miesiącach zniweczony przez metody działania łowczego krajowego, w tym konflikt z ZKwP oraz sposób powoływania sędziów pracy PZŁ. Bardzo dobre regulaminy i idee zostały na własne życzenie zmienione w narzędzia walki między organizacjami, a teraz w zwyczajną farsę. Jeszcze niedawno, bo w listopadzie, Paweł Lisiak zapowiadał w sejmie, że realnie można myśleć o projekcie przywrócenia dziczych zagród. Dzisiaj już nikt o tym ambitnym planie nie mówi, a nawet jeśli, to chyba już nikt nie uwierzy w wiarygodność deklaracji łowczego krajowego.
 
Cezary Grudziński, Fot. Bartosz Skrzypczak

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.