Czy polowania są dla dzieci?
Marzec 14
17:20
2018
Wydrukuj
Im wcześniej dzieci zrozumieją związek pomiędzy kurą i rosołem, tym lepiej. W przeciwnym razie będą nam rosły kolejne pokolenia młodzieży, która nie jest ani samodzielna, ani dojrzała, ani odporna psychicznie.
dzieci polowały zawsze
Przeglądając przedwojenne roczniki „Łowca Polskiego”, bardzo często można się natknąć na zdjęcia dzieci z ich trofeami łowieckimi. I nie chodzi tu o 16- czy 17-latków, ale często 8- czy 9-latków. Dumna mina, strój myśliwski, w jednej ręce strzelba, a na ziemi zając czy bażant. Czasem obok widać dumnego rodzica i innych uczestników polowania. Czytelnik, który dziś zobaczyłby takie zdjęcie w starym czasopiśmie, uznałby pewnie taki obrazek za co najmniej dziwny.
Dziecko z bronią, do tego strzelające do żywego zwierzęcia – to dla wielu ludzi nie do przyjęcia. Dlaczego? Bo obecnie mało kto ma szansę zetknąć się z opisem normalnego polowania, a tym bardziej zobaczyć z niego zdjęcia czy ilustracje. Bardzo często można za to trafić na artykuły potępiające myśliwych i myślistwo, krytykujące osoby, które przyznają się do łowieckiej pasji, czy też na informacje o skandalach (prawdziwych lub domniemanych) na polowaniach. Pojawiają się również nowe pomysły – doniesienia do prokuratury w sprawach dzieci biorących udział w polowaniach. W efekcie łowiectwo jest ostatnio traktowane w najlepszym razie jako dziwactwo, a w najgorszym – jako działalność, która powinna mieć stosowny paragraf w kodeksie karnym.
Czy rzeczywiście dobrze się stało, że w Polsce myślistwo zostało uznane za zajęcie, od którego dzieci i młodzież trzeba trzymać z daleka? Czy to dobrze, że nasze przepisy wymagają, aby kandydat na myśliwego ukończył 18 lat? I wreszcie, czy rację mają ci, którzy żądają zakazania dzieciom uczestnictwa w polowaniach?
(…)
słabeusze przed telewizorem
Dzisiejsi młodzi ludzie, zarówno ci na wsi, jak i w mieście, znajdują się w zupełnie innej sytuacji niż poprzednie pokolenia. Mają mnóstwo rozrywek – komórki, telewizor, gry komputerowe, kino, parki rozrywki czy (niestety) centra handlowe. Coraz więcej z nich woli zostać w domu przed telewizorem, niż zająć się sportem. I nie chodzi już nawet o sporty wyczynowe, ale choćby zwykłą grę w piłkę na podwórku czy pływanie, nie mówiąc już o wycieczce do lasu. Skutki tego stanu rzeczy nie są najlepsze – kondycja fizyczna naszej młodzieży dramatycznie się pogarsza. Jeszcze kilka lat temu, przed zniesieniem poboru, powszechne były narzekania wojskowych na stale rosnącą liczbę młodych ludzi nienadających się do służby wojskowej.
Podobnie wygląda sprawa z rozwojem psychicznym. Obserwując dzisiejszą młodzież, mam wrażenie, że życiowa samodzielność i odporność psychiczna nie należą, mówiąc delikatnie, do jej mocnych stron. Niedawno przeczytałem, że coraz więcej studentów szkół wyższych przychodzi na egzaminy z rodzicami! Sam spotkałem się z sytuacją, że młody człowiek pojawił się z rodzicem na rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy. Coraz częściej można też usłyszeć, jak ktoś mówi o mężczyźnie w wieku 18 czy 19 lat „chłopiec”. Co gorsza, jest on traktowany (a często sam siebie tak postrzega) bardziej jak dziecko niż jak dorosły. A przecież tacy „chłopcy” w czasie wojny dowodzili plutonami!
nauka, a nie krwawa jatka
Czego dobrego uczy łowiectwo? To, podobnie jak np. różne sporty, twarda szkoła życia. Przede wszystkim wiele się trzeba dowiedzieć – o przyrodzie, zwierzynie czy bezpiecznym posługiwaniu się bronią. Przyswoić sobie zasady prawne oraz etyczne rządzące łowiectwem, ale także poznać i polubić obcowanie z naturą. Nie obejdzie się bez ważnej lekcji samodzielności, podejmowania decyzji i odpowiedzialności za nie. Trzeba się ponadto nauczyć działania w grupie – dla wielu myśliwych koło łowieckie to jedyny sposób na praktyczne poznanie zasad funkcjonowania w organizacji. Młodzi adepci myślistwa pojawiający się na polowaniu bardzo często po raz pierwszy w życiu znajdują się w sytuacji, w której mają do czynienia z samymi dorosłymi, są traktowani jak dorośli i, co najważniejsze, muszą się zachowywać jak dorośli. Ranne wstawanie, tropienie zwierzyny (ale też dokarmianie jej zimą), budowa urządzeń łowieckich czy wreszcie samo strzelanie niewątpliwie przyczyniają się do rozwoju tężyzny fizycznej i samodzielności. Udział w pracach koła łowieckiego to niejednokrotnie pierwszy (a czasami także jedyny) kontakt młodego człowieka z samorządnością. Krótko mówiąc – łowiectwo na pewno pomaga zrobić z dziecka dorosłego człowieka.
Wiem to na podstawie doświadczeń również z własnym synem. Wychowany w domu o dużych tradycjach łowieckich od najmłodszych lat jeździł na strzelnicę i do lasu. (…)
co naprawdę wiedzą dzieci
Zapewne niewielu czytelników zdaje sobie sprawę z tego, że w Warszawie działa bardzo ładne Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa, które organizuje imprezy urodzinowe oraz imieninowe dla dzieci. Sam dowiedziałem się o tym zupełnie przypadkiem i doszliśmy z żoną do wniosku, że będzie to oryginalne miejsce na urządzenie przyjęcia urodzinowego dla naszej córki Kseni. Rzecz jasna nie obeszło się bez pytań typu „Czy są Państwo pewni, że to dobry pomysł?” albo „Co dzieci będą tam właściwie robiły?”. Tymczasem okazało się, że była to najlepsza impreza zorganizowana w klasie i... nikt nie chciał iść do domu. Nie wiem, czy któreś z dzieci uczestniczących w tym przyjęciu zostanie myśliwym (Ksenia poświęciła się całkowicie jeździectwu), ale z pewnością dowiedziały się dużo o życiu zwierząt w lesie i na polu. A tę wiedzę powinny mieć!
Często można usłyszeć zarzut, że dzieci należy trzymać z dala od łowiectwa, „bo przecież tam zabija się zwierzęta.” Ale czy one nie wiedzą, że ludzie zabijają zwierzęta po to, żeby je zjeść? Czy naprawdę powinniśmy ukrywać przed nimi fakt, że rosół został ugotowany z kury, która jeszcze rano biegała po podwórku? Im wcześniej młodzi ludzie zrozumieją związek pomiędzy kurą i rosołem, tym lepiej.
Co za paradoks. Ci sami, którzy nawołują do wprowadzania edukacji seksualnej do szkół już od najmłodszych lat, jednocześnie chcą chronić dzieci przed kontaktem z takimi „okropnościami” jak zabijanie zwierząt. Otóż wydaje mi się, że obie te rzeczy idą w parze. Jeżeli chcemy uczyć dzieci prawdy „o życiu”, to musimy im uświadomić zarówno jego etap początkowy (poczęcie), jak i końcowy (śmierć). Nie oznacza to, rzecz jasna, że powinno się organizować dzieciom wycieczki do rzeźni – tak jak nikt, przynajmniej na razie, nie proponuje im praktycznych zajęć w zakresie seksu. Ale nie ma też powodu, aby w obawie przed skrzywieniem psychiki za wszelką cenę uniemożliwiać młodym ludziom oglądanie martwych zwierząt czy nawet samego procesu ich uśmiercania.
Większość dzieci wychowanych na wsi widziała, jak obcina się głowę kurze czy jak zabija się świnię. Podobnie jak dużo dzieci w mieście widziało potrąconego psa czy kota albo chociaż karpia, który jeszcze przed chwilą pływał w wannie, a teraz matka obcina mu głowę. I jakoś wyrastają z nich normalni ludzie, bez odchyleń psychicznych. Dlaczego? Bo te zajęcia traktuje się jako coś naturalnego, coś, co po prostu trzeba zrobić. Dzieci to rozumieją i przyjmują zupełnie normalnie. Podobnie jest z polowaniem.
lekcja etyki
Słyszę czasem, że na polowaniu zabija się dla przyjemności. To kompletne nieporozumienie. Nie rozwijając tego tematu, należy wyraźnie powiedzieć jedno: kluczową sprawą w łowiectwie jest zadanie śmierci zwierzęciu w najbardziej humanitarny i etyczny sposób. Nie strzelamy do stojącego zająca czy bażanta siedzącego na drzewie – zwierz, na którego polujemy, też musi mieć jakąś szansę w tej rozgrywce. Nie strzela się więc, gdy odległość czy inne okoliczności nie pozwalają na oddanie pewnego strzału. Trafionego zwierza mamy obowiązek dobić jak najszybciej, aby skrócić jego cierpienia. Uczestnicząc w polowaniu, młody człowiek uczy się tych właśnie zasad i wartości.
A co z nieetycznym zachowaniem niektórych myśliwych? Oczywiście, jak wszędzie, zdarza się. A przecież – powie ktoś – „dzieci na to patrzą!”. To żaden argument, bo nasze dzieci są codziennie świadkami różnych skandalicznych zachowań – od burd pijackich, po ordynarne przekleństwa w miejscach publicznych. Tak wygląda życie. Rzecz w tym, aby im uświadomić, że obserwowane nieetyczne zachowanie to nie norma do naśladowania, ale coś karygodnego. Na tym polega dobre wychowanie dziecka.
Istotne jest oczywiście, w jakim wieku młody człowiek może mieć pierwszy kontakt z łowiectwem. Kiedy powinien zacząć brać udział w polowaniu w roli obserwatora, pomocnika myśliwego czy uczestnika naganki? I wreszcie, kiedy jest na tyle dojrzały emocjonalnie, żeby pozbawić życia zwierzę. Na te pytania nie ma jednej dobrej odpowiedzi. W tak popularnych w Wielkiej Brytanii polowaniach z naganką na ptactwo bardzo często widzi się myśliwych stojących na stanowiskach z niepolującymi żonami albo dziećmi. Młodzi ludzie nie uczestniczą w nagance, ale po pędzeniu przyłączają się do naganiaczy i pomagają w poszukiwaniu strzelonych sztuk.
Zgadzam się z tym, że naganka nie jest zajęciem dla dzieci. Po pierwsze, bywa niebezpieczna. Po drugie, chodzenie w głębokim śniegu, po krzakach, zagajnikach czy mokradłach to naprawdę ciężka praca. I właśnie – to praca, a w Polsce na szczęście obowiązuje zakaz zatrudniania dzieci.
(…) Może nadszedł więc czas, by rozmawiać i pisać o tym, kiedy oraz w jaki sposób zacząć uczyć młodych ludzi strzelać i polować? Może warto zacząć myśleć o zmianach ustawodawczych, które upowszechnią sport strzelecki i pozwolą im strzelać na strzelnicach oraz polować w towarzystwie, pod nadzorem rodziców czy opiekunów? Po to, abyśmy mieli normalne, zdrowe i silne pokolenia młodzieży, które wyrosną na świadomych obywateli. I które, w razie potrzeby, będą mogły stanąć w obronie Ojczyzny.
Witold Daniłowicz, Fot. Wojciech Misiukiewicz | Tekst ukazał się w BŁ nr 7/2015, a jego pełna wersja, zatytułowana „Poznać związek między kurą a rosołem” – w magazynie „Plus Minus” (weekendowym wydaniu dziennika „Rzeczpospolita”) z 13–14 czerwca 2015 r.