strona główna

Aktualności

Zawsze starałam się być blisko myśliwych

Zawsze starałam się być blisko myśliwych
Listopad 19 16:58 2018 Wydrukuj

Była rzecznik prasowa PZŁ Diana Piotrowska mówi o powodach swojego odejścia z pracy w Zarządzie Głównym, komentuje obecne działania władz i odnosi się do wstępnych wyników audytu w zrzeszeniu.
 
Była Pani rzeczniczką prasową PZŁ i zrezygnowała Pani z tego stanowiska. Wielu myśliwych zastanawia się dlaczego.
Rzecznikiem prasowym Polskiego Związku Łowieckiego byłam od stycznia 2016 r. i pełnienie tej funkcji przypadło mi w jednym z najtrudniejszych okresów dla łowiectwa. Zmiany w ustawie Prawo łowieckie, manifestacje czy zmiana władz zrzeszenia po kilkudziesięciu latach stanowiły dla mnie bardzo duże wyzwanie. Zawsze starałam się być blisko myśliwych, otworzyć Związek na ludzi, pracować na rzecz promocji i edukacji dzieci. To trudne zadanie. Myślę, że zrobiłam ważny krok do przodu w tych kwestiach. Miałam mnóstwo planów i pomysłów, dlatego ogromne nadzieje wiązałam ze złożonym w NFOŚiGW projektem promocyjno-informacyjnym na kwotę 6 mln zł. Przed PZŁ stanęła perspektywa profesjonalnej kampanii informacyjnej, z którą można dotrzeć do Polaków. Zmiana władz zrzeszenia wywołała jednak dynamiczne zmiany kadrowe i strukturalne. Utworzono Biuro Promocji i Realizacji Projektów. Przejęło ono moje obowiązki i podzieliło je na kilkoro nowo zatrudnionych pracowników. Mnie przeniesiono na samodzielne stanowisko ds. realizacji projektów, jednocześnie ogłaszając rekrutację na nowego rzecznika prasowego, w której nie brałam udziału. Współpraca układała się nie najlepiej, natomiast punktem krytycznym okazało się wycofanie na ostatniej prostej (po pozytywnym przejściu wszystkich ocen) przez Polski Związek Łowiecki wniosku, nad którym tyle miesięcy ciężko pracowałam, a który w mojej ocenie stanowił o być albo nie być naszego łowiectwa. Do tej pory nie rozumiem tej decyzji.
Nowo utworzone Biuro Promocji i Realizacji Projektów poza złożeniem wniosku na zakup chłodni do przechowywania tusz dzików w strefach występowania ASF-u nie realizowało żadnego projektu dofinansowanego ze środków czy to zagranicznych, czy to krajowych.

Momentem kluczowym dla zmiany moich stosunków z PZŁ był mój powrót do pracy po trzydniowym urlopie na przełomie sierpnia i września, kiedy zastałam mój 10-letni dorobek spakowany w pudła, a moje miejsce pracy bez wcześniejszego uprzedzenia zajął nowy rzecznik. Przez dwa miesiące przełożeni skutecznie utrudniali mi życie, wysyłając do mnie pisma z poleceniami oraz uskuteczniając politykę szemranego czarnego PR-u. Po przeszło dwóch tygodniach mojego pobytu na zwolnieniu lekarskim przysłano do mnie do domu wewnętrzną komisję, która w bardzo nieprzyjemny sposób odebrała mi m.in. komputer i pieczątki imienne, mimo że cały czas byłam pracownikiem Związku. Moją 10-letnią pracę w PZŁ zakończyłam 29 października, składając wypowiedzenie umowy o pracę z dniem 31 października. W związku z brakiem odpowiedzi, po tym jak zostałam publicznie pomówiona o udział w nieprawidłowościach, do których podobno doszło w PZŁ, złożyłam wypowiedzenie w trybie natychmiastowym z winy pracodawcy oraz pozew do sądu pracy.

Zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś jeszcze lepiej. Być może tak. Czy nie popełniałam błędów? Popełnia je każdy, kto cokolwiek robi. Jedno wiem na pewno – nigdy nie działałam na szkodę naszego łowiectwa i nie pozwolę na zrobienie z siebie kozła ofiarnego oraz odebranie mi dobrego imienia tylko dlatego, że zawsze robiłam to, w co wierzyłam, że miałam twardy kręgosłup moralny i byłam tam, gdzie być powinnam, czyli z myśliwymi.
 
Myśliwi mają wiele zarzutów do okresu, kiedy łowczym krajowym był Lech Bloch. Jak Pani jako jedna z najbliższych współpracowniczek etatowych byłego przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ mogłaby skomentować ten czas pracy?
Pracowałam w PZŁ 10 lat, a tylko ostatnie dwa w ścisłej współpracy z ówczesnym łowczym krajowym. To niewiele, w szczególności biorąc pod uwagę to, że jego kadencja trwała ponad dwie dekady. Nie znam kol. Lecha Blocha sprzed kilkudziesięciu lat. Nie czuję się właściwą osobą do oceny pracy kogokolwiek, ale myślę, że łowiectwo przez te 22 lata się zmieniło. Z pewnością mamy dziś nowocześniejszą i rozbudowaną infrastrukturę. Przez wiele lat PZŁ miał zapewnioną silną pozycję oraz stabilność. Myślę, że zawiodła tu kwestia komunikacji zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. W siedzibie na Nowym Świecie cały czas coś się działo, w zasadzie każdego dnia odbywały się spotkania i podejmowano kluczowe decyzje. Natomiast na zewnątrz myśliwi uważali, że nic się nie dzieje, że panuje ogólna stagnacja. Jako rzecznik prasowa próbowałam to zmienić, być z myśliwymi i przekazywać im bieżące informacje o działalności organizacji.

Problemy wystąpiły również na poziomie kontaktu ze społeczeństwem. Nie jest tajemnicą, że jedno z najważniejszych wyzwań stanowi dzisiaj brak świadomości społeczeństwa co do tego, jak wygląda nasza działalność. Skrzętnie wykorzystują to antagoniści łowiectwa, gdy przekonują kolejnych ludzi do swoich poglądów. Robią to sprytnie, odwołując się do emocji. A przekazywana przez nas wiedza to w dużej mierze merytoryka, fakty i badania naukowe. Jestem przekonana, że zmiany w zakresie komunikacji miałyby znaczenie i zaowocowałyby większym zrozumieniem dla naszej działalności w społeczeństwie, a dzięki temu również w gronie decydentów, w których rękach jeszcze kilka miesięcy temu leżał nasz los.
 
Audyt wewnętrzny w PZŁ, którego wstępne wyniki opublikowaliśmy w witrynie BŁ, wskazuje m.in. na udział niepotrzebnych – zdaniem kontrolujących – firm pośredniczących w organizacji koordynowanych przez Panią konferencji nt. zdrowej żywności oraz targów łowieckich. Jakie było uzasadnienie korzystania z usług zewnętrznych?
Do właściwej oceny sytuacji konieczne jest zwrócenie uwagi na to, że w PZŁ nie było ani działu odpowiedzialnego za organizację wydarzeń promujących łowiectwo, ani osób, które tylko tym by się zajmowały. Przez ostatnie dwa lata to na rzecznika prasowego scedowano nie tylko obowiązki związane z tym stanowiskiem, lecz także ogromną ilość zadań z zakresu organizacji wydarzeń promocyjnych oraz edukacji dzieci i młodzieży. A do tego dochodziły bieżącą działalność oraz intensywne prace legislacyjne. Polityka PZŁ polegała na ograniczaniu kadr, natomiast w szczególnych przypadkach – na korzystaniu z firm wspierających organizację wydarzeń. Nie mogę się zgodzić z ograniczeniem ich roli do „pośredników”, ponieważ zdecydowanie nie na tym ona polegała. To rozwiązanie znacznie ograniczało koszty i było tańsze niż utrzymywanie na stałe kilku pracowników etatowych. Biorąc pod uwagę to, że w targach uczestniczy ponad 200 wystawców, którzy zadzwonią kilka razy, by ustalić szczegóły dotyczące ich stoiska i udziału, a do tego dochodzi przygotowanie organizacyjne w postaci projektów graficznych, wydruków, wysyłek, opracowania i przygotowania imprez towarzyszących, zaprojektowania każdego stoiska, zdobycia niezbędnych zgód i wiele, wiele innych obowiązków, nie powinno dziwić, że jedna osoba nie jest w stanie nad tym zapanować, nawet przy założeniu, że tylko tym się zajmuje. To oczywiste i według mnie zrozumiałe, że przy przedsięwzięciach takiej rangi współpracuje się z firmami, które przejmują określony blok zadań i go realizują, natomiast PZŁ cały czas dbał o jak najwyższą jakość realizowanych usług. Obecnie zmieniono politykę w tym zakresie i w ZG PZŁ funkcjonuje Biuro Promocji i Realizacji Projektów, w którym na stałe zatrudnionych jest 5–6 osób. Przy takim rozwiązaniu rzeczywiście można uznać, że wykorzystywanie dodatkowych firm jest zbędne. Wcześniej z pewnością nie było.
 
Czy żałuje Pani, że nie kontynuuje pracy w ZG PZŁ wraz z nowym łowczym krajowym? Jak ocenia Pani kierunek wprowadzanych przez niego zmian?
Po zmianach na stanowisku łowczego krajowego podjęłam próbę współpracy i ułożenia relacji. Słyszałam, w jak piękny sposób na posiedzeniu NRŁ podczas prezentacji swojej osoby na kandydata na przewodniczącego ZG PZŁ Piotr Jenoch mówił o swoich planach w zakresie promocji i zmiany wizerunku. Liczyłam na to, że zrozumienie tematu i tego, jak ważne są dla łowiectwa PR oraz komunikacja, otworzy przed zrzeszeniem nowe możliwości, spowoduje spektakularne działania, przyniesie oczekiwane zmiany. Tak bardzo chciałam, aby Związek się odbił po ostatnich ciężkich miesiącach ciągłych ataków, pomówień i obelg, że chyba nie brałam pod uwagę innej możliwości niż walka o dobre imię polskiego myśliwego zgodnie z hasłem: „Wszystkie ręce na pokład!”. Przez pierwsze miesiące robiłam, co mogłam, uczyłam nowych pracowników, przekazywałam informacje, kontakty, dane, pomagałam w organizacji. Nawet gdy odbierano mi komputer służbowy, zostawiłam cały swój dorobek wraz z listami kontaktów do mediów, żeby nowy rzecznik mógł działać. Tygodnie mijają, a PZŁ nadal nie ma strategii komunikacji ani jasno określonych celów, nie ma pomysłu, jak ugryźć ten zdecydowanie niełatwy problem. Dokonywane są kolejne zmiany kadrowe, pojawiają się nowi ludzie, pracuje coraz mniej doświadczonych osób. A te, które zostały, były zajęte przekazywaniem dokumentów, tłumaczeniem wszystkiego i pomocą nowym pracownikom.

Nie potrafię ocenić kierunku zmian, ponieważ ich nie widzę. Czas nieubłaganie biegnie do przodu, a nie jest tajemnicą, że spektakularnych sukcesów w aktywności Związku brak. Mamy za to audyty, rozliczanie przeszłości, szukanie winnych i rozgrywki personalne, które nie oszczędziły również mnie. Z żalem patrzę na działania pogłębiające konflikt oraz dzielące ludzi, i to tylko dla osiągnięcia określonego celu. W kwestii łowiectwa nie ma już czasu na czekanie i patrzenie wstecz, ponieważ zaraz będzie za późno. Trzeba iść do przodu, trzeba wychodzić z inicjatywą na zewnątrz, trzeba walczyć o normalność, dlatego życzę nowej pani rzecznik samych sukcesów. Nieważne, kto jest na tym stanowisku – ważne, żeby rozwijało się łowiectwo, dla nas i dla naszych dzieci.
 
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Adam Depka Prądzinski, Fot. arch. Diany Piotrowskiej


Stanowisko ZG PZŁ do powyższej rozmowy zostało opublikowane na www.pzlow.pl oraz w naszej witrynie.

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.