strona główna

Komentarze i opinie

Choroba łowczego, czyli tak powstaje dezinformacja

Choroba łowczego, czyli tak powstaje dezinformacja
Marzec 28 12:30 2020 Wydrukuj

Poznańska „Gazeta Wyborcza” w artykule z 27 marca 2020 r. zatytułowanym „Łowczy krajowy przywiózł koronawirusa z Brukseli i zakaził rodzinę. Tak powstają ogniska epidemii jednocześnie” weszła na kolejny poziom nierzetelności dziennikarskiej i manipulacji. W dobie szczytnych haseł wspólnej walki przeciw wirusowi ponad podziałami „Wyborcza” zdecydowała się na niskich lotów retorykę i szczucie społeczeństwa na myśliwych. Retorykę niemal bliźniaczo podobną do tej, którą stosują organizacje żerujące na naiwności, choćby Ludzie przeciw Myśliwym, skutecznie podsycające nienawiść do środowiska łowieckiego. Za cel obrano tym razem łowczego krajowego Pawła Lisiaka oraz jego rodzinę i zasugerowano, jakoby doprowadził on do powstania ogniska epidemii.

 
Zacznijmy od tego, że Zarząd Główny PZŁ nie poinformował oficjalnie o stanie zdrowia łowczego krajowego. W tym przypadku więc podawanie przez „Wyborczą” do publicznej wiadomości personaliów osoby zarażonej wirusem jest niczym innym jak nieusprawiedliwionym nadużyciem i kłóci się z ogólnymi zaleceniami mającymi na celu ochronę chorych przed wykluczeniem społecznym i stygmatyzacją. Kłóci się również z etyką dziennikarską, na którą w ostatnich tygodniach powinniśmy zwracać szczególną uwagę.
 
Autorzy artykułu Piotr Żytnicki i Sylwia Sałwacka bez żadnych zahamowań przybliżają czytelnikom całą sytuację rodzinną Pawła Lisiaka i oskarżają go wprost o przywiezienie koronawirusa z Brukseli, gdzie spotykał się m.in. z europarlamentarzystami i przedstawicielami FACE. Według wiarygodnych informacji bieg wydarzeń przedstawiony przez dwójkę dziennikarzy jest jednak niemożliwy. U żadnej z osób, z którymi podróżował i spotykał się w tym czasie Paweł Lisiak, nie wystąpiły objawy zarażenia COVID-19, a przeprowadzone testy również nie potwierdziły u nich obecności wirusa. Po powrocie z Belgii 4 marca łowczy krajowy odbył liczne spotkania w kolejnych dwóch dniach, zanim się pojawił w rodzinnym Krotoszynie. Udało się potwierdzić, że przynajmniej u 20 osób mających w tym okresie bezpośredni kontakt z łowczym wykluczono objawy choroby, a u wielu z nich przeprowadzono testy, które dały wynik negatywny. Wiemy też, że niezwłocznie po pojawieniu się u niego samego objawów zakażenia powiadomił on wszystkich potencjalnie zagrożonych o zaistniałej sytuacji (później także o pozytywnych wynikach swoich testów), czym z pewnością ograniczył ryzyko rozprzestrzeniania choroby. Stan zdrowia sporej liczby osób, z którymi Paweł Lisiak miał kontakt przed 8 marca, dobitnie dowodzi, że łowczy nie mógł przywieźć wirusa z Brukseli. Dopiero po jego wizycie w Krotoszynie zaczęła się fatalna seria zachorowań, co jasno wskazuje, że właśnie tam należy szukać źródła. W następnym tygodniu po powrocie Lisiaka w rodzinne strony odbyły się m.in. posiedzenie Naczelnej Rady Łowieckiej oraz kolejne spotkanie z ministrem środowiska, po których zaczęły występować przypadki zarażeń COVID-19 u ich uczestników.
 
Autorzy artykułu w „Wyborczej” na każdym kroku przypominają o myśliwskich celach działań Pawła Lisiaka, stawiając je w jednoznacznie negatywnym świetle i sugerując, że są one przyczyną całego zła. Wpleciono w to opis zwyczajów Lisiaków rodem z tabloidów, a przy tym wywleczono na światło dzienne wewnętrzne ustalenia epidemiologów dotyczące prywatnego trybu życia rodziny. Prawdopodobnie gazeta chciała przy okazji uderzyć również w elity rządzące i szykujących się do kolejnych wyborów ludzi PiS-u. Paweł Lisiak stał się jednak ofiarą zupełnie przypadkową, bo chociaż mianował go PiS-owski minister, to człowiekiem partii nigdy nie był ani nawet nie opowiadał się za żadną ze stron sceny politycznej.
 
Wiadomo, że dziś jesteśmy dużo mądrzejsi i bogatsi w wiedzę o pandemii i transmisji koronawirusa niż jeszcze na początku marca. Łatwo z tej perspektywy oceniać zachowania sprzed kilku tygodni, które teraz wydają się nie do pomyślenia jako łamiące zasady bezpieczeństwa. Jednak warto pamiętać o tym, jaką jeszcze do niedawna mieliśmy świadomość w tej materii.
 
Bezmyślne uderzanie w łowiectwo to także swego rodzaju samobój, bo w środowisku „Wyborczej” oraz wśród autorytetów, na których opinie redakcja gazety często się powołuje, znajduje się wiele osób polujących i korzystających z dobrodziejstw łowiectwa. Zatem dziennik powinien konsekwentnie podziękować za współpracę wszelkim ekspertom jakkolwiek związanym z tą niepopularną dziedziną.
 
Nie od dziś wiadomo, że media głównego nurtu wykorzystują koniunkturę do deprecjonowania kultury łowieckiej, bo to się po prostu dobrze sprzedaje, a liczba nienawistnych komentarzy czytelników pod kolejnymi antymyśliwskimi artykułami rośnie w zastraszającym tempie. Czemu ma służyć działalność inspirująca odbiorców do nawoływania choćby do odstrzału wszystkich łowczych lub do życzeń ciężkiej choroby i porównywania nas z mordercami? Trudno uwierzyć w niezdawanie sobie z tego sprawy przez autorów artykułu. Jak daleko posuną się media takie jak „Gazeta Wyborcza” w nakręcaniu spirali nienawiści? Teraz wiemy na pewno, że w swojej retoryce nie cofną się nawet w obliczu rodzinnej tragedii atakowanych osób. Czy tego powinniśmy oczekiwać od mediów uznawanych za opiniotwórcze?
 
Nieszczęśliwie się złożyło, że publikacja artykułu w „Wyborczej” zbiegła się w czasie z dniem śmierci 85-letniego ojca łowczego krajowego. Jako redakcja „Braci Łowieckiej” łączymy się w bólu z wszystkimi bliskimi zmarłego i składamy im kondolencje. Jednocześnie mamy nadzieję na szybki powrót do zdrowia reszty członków rodziny Lisiaków. Liczymy też na to, że kiedy epidemia przeminie, wszyscy przypomnimy sobie o wartościach, które budują nasze społeczeństwo, zamiast się skupiać na tym, co nas różni i zawsze różnić będzie. Nadszedł czas na przewartościowanie wszystkich spraw, dojrzenie tego, co naprawdę istotne. Wobec choroby i śmierci wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od wykształcenia i poglądów.
 
Piotr Wesołowski, Bogdan Złotorzyński, Fot. archiwum

dodaj komentarz

1 komentarzy

  1. 2020-03-29 08:50:07 Polab

    Oprócz gazety Wyborczej też inne gazety podają, że Łowczy krajowy zaraził się w Brukseli. Wszytskie powołują się na informacje ze stacji sanitarnej. Wiadomym jej, że Pan Lisiak współpracuje ściśle z Bracią... W dzisiejszym świecie, żadne źródło informacji nie jest wiarygodne. Jedno ważne pytanie: dlaczego PZL nie podaje informacji o chorobie Łowczego Krajowego?

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.